Dziurawy Kocioł
3 posters
Strona 1 z 1
Dziurawy Kocioł
Najsławniejszy ze wszystkich magicznych pubów, choć z całą pewnością nie tak przyjemny, jak Trzy Miotły w Hogsmeade. Wykonany w całości z drewna, skutecznie ukryty przed mugolami. Dostać się można przezeń na ulicę Pokątną.
MENU:
Zupy
Grochowa..........................10s
Pomidorowa......................11s
Warzywna.......................16s
Buraczana....................1g
Rosół.................................1g
Dania Obiadowe
Kurczak w warzywach........1g5s
Kotlety (1 szt.)
~ schabowe......................................1g
~ mielone z ryżem..............................16s
~ jajeczne........................................10s
Ziemniaki
~ tłuczone ze śmietaną......................11s
~ pieczone.......................................11s
~ duszone........................................11s
~ frytki............................................1g
Naleśniki (2 szt.)......................................1g 8s
~ z dżemem owocowym.......................2s
~ ze śmietaną....................................1s
~ z owocami......................................5s
Desery
Lody wielosmakowe.................................10s
Szarlotka...............................................11s
Tarta owocowa.......................................15s
Napoje
Ognista Whiskey.................................4g
Napar z Ostrokrzewu...........................4g
Piwo Kremowe.....................................3g
Soki owocowe............................................2g
MENU:
Zupy
Grochowa..........................10s
Pomidorowa......................11s
Warzywna.......................16s
Buraczana....................1g
Rosół.................................1g
Dania Obiadowe
Kurczak w warzywach........1g5s
Kotlety (1 szt.)
~ schabowe......................................1g
~ mielone z ryżem..............................16s
~ jajeczne........................................10s
Ziemniaki
~ tłuczone ze śmietaną......................11s
~ pieczone.......................................11s
~ duszone........................................11s
~ frytki............................................1g
Naleśniki (2 szt.)......................................1g 8s
~ z dżemem owocowym.......................2s
~ ze śmietaną....................................1s
~ z owocami......................................5s
Desery
Lody wielosmakowe.................................10s
Szarlotka...............................................11s
Tarta owocowa.......................................15s
Napoje
Ognista Whiskey.................................4g
Napar z Ostrokrzewu...........................4g
Piwo Kremowe.....................................3g
Soki owocowe............................................2g
Mistrz Gry- Liczba postów : 619
Dołaczył : 28/11/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Ciemne niebo, ciemne drzewa, ciemna droga. Ot, cały Londyn był ciemny. Tylko gdzieniegdzie jaśniały żółtawe punkty ulicznych latarni, a z zaułków dobiegały ciche, złowieszcze rozmowy. Selcenta wzruszyła tylko ramionami, nawet nie oglądając się za siebie. Nie bała się. Miała różdżkę. I Jace'a, który chyba czekał na nią w Dziurawym Kotle. Chyba.
W każdym bądź razie wieczorne spacery przy świetle księżyca i Selcenta to dziwne połączenie. Szczególnie, że młoda mężatka powinna w tym momencie siedzieć grzecznie w domu obok swojego mężczyzny i cieszyć się jego towarzystwem. Tak na pewno postąpiłaby większość kobiet, ale Selcenta nie jest większością kobiet. A w dodatku jej najlepszą przyjaciółką jest Liwia Daffodill, która gdzieś się zapodziała i zostawiła biedną Selkę na pastwę losu Ethana, który jak na złość wprosił się do mieszkania Bruckheimerów i urządził z Gabrielem popijawę. A Anioł, jakby nigdy nic przystał na propozycję kuzyna! Tego było zdecydowanie za dużo, jak na skołatane nerwy rudzielca. Już wystarczyło jej to, iż Liwia i Ethan znosu się ze sobą pokłócili i wypowiedzieli sobie zimną wojnę. Na jak długo – tylko Merlin raczy wiedzieć.
Otworzyła drzwi, unosząc w górę brew. Miała nadzieję spotkać tu już Jace'a, lecz ku jej niezadowoleniu nie ujrzała blondyna, ba! nie zauważyła nikogo znajomego. Cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. Podeszła do jednej z ław, tuż przy kominku i chwyciła w dłoń kartę dań. Nie, zdecydowanie nie miała ochoty na nic na ciepło. Chociaż przydałoby jej się coś na rozgrzanie, po tylu godzinach chodzenia po ulicach Londynu. A na dworze wcale nie było ciepło, wszak zima wcale nie zamierzała tak szybko opuszczać Wielkiej Brytanii i świata w ogóle! Skinęła głową na barmana, zamawiając sobie Napar z Ostrokrzewu. W końcu po to są przyjemności, żeby z nich korzystać, a Selcenta nie należała do osób, które kryją się ze swoją rozrywkowa naturą. Tylko ciekawe, kto potem będzie odprowadzał ją do domu, jeżeli Carter postanowił ją olać, wystawił na jakąś cholerną próbę lub wymyślił coś równie bzdurnego... A jakoś nie zanosi się na to, że spotka tutaj godnego uwagi młodzieńca. Na Gabriela też nie ma co liczyć. W końcu grzeje tyłek w Hogs i ma w dupie cały boży świat... Kuzyn i chlańsko są trochę ważniejsze, niż potrzeby Selcenty. A ona tylko che z kimś poważnie porozmawiać i chyba się... Wyżalić?
W każdym bądź razie wieczorne spacery przy świetle księżyca i Selcenta to dziwne połączenie. Szczególnie, że młoda mężatka powinna w tym momencie siedzieć grzecznie w domu obok swojego mężczyzny i cieszyć się jego towarzystwem. Tak na pewno postąpiłaby większość kobiet, ale Selcenta nie jest większością kobiet. A w dodatku jej najlepszą przyjaciółką jest Liwia Daffodill, która gdzieś się zapodziała i zostawiła biedną Selkę na pastwę losu Ethana, który jak na złość wprosił się do mieszkania Bruckheimerów i urządził z Gabrielem popijawę. A Anioł, jakby nigdy nic przystał na propozycję kuzyna! Tego było zdecydowanie za dużo, jak na skołatane nerwy rudzielca. Już wystarczyło jej to, iż Liwia i Ethan znosu się ze sobą pokłócili i wypowiedzieli sobie zimną wojnę. Na jak długo – tylko Merlin raczy wiedzieć.
Otworzyła drzwi, unosząc w górę brew. Miała nadzieję spotkać tu już Jace'a, lecz ku jej niezadowoleniu nie ujrzała blondyna, ba! nie zauważyła nikogo znajomego. Cóż, mówi się trudno i żyje się dalej. Podeszła do jednej z ław, tuż przy kominku i chwyciła w dłoń kartę dań. Nie, zdecydowanie nie miała ochoty na nic na ciepło. Chociaż przydałoby jej się coś na rozgrzanie, po tylu godzinach chodzenia po ulicach Londynu. A na dworze wcale nie było ciepło, wszak zima wcale nie zamierzała tak szybko opuszczać Wielkiej Brytanii i świata w ogóle! Skinęła głową na barmana, zamawiając sobie Napar z Ostrokrzewu. W końcu po to są przyjemności, żeby z nich korzystać, a Selcenta nie należała do osób, które kryją się ze swoją rozrywkowa naturą. Tylko ciekawe, kto potem będzie odprowadzał ją do domu, jeżeli Carter postanowił ją olać, wystawił na jakąś cholerną próbę lub wymyślił coś równie bzdurnego... A jakoś nie zanosi się na to, że spotka tutaj godnego uwagi młodzieńca. Na Gabriela też nie ma co liczyć. W końcu grzeje tyłek w Hogs i ma w dupie cały boży świat... Kuzyn i chlańsko są trochę ważniejsze, niż potrzeby Selcenty. A ona tylko che z kimś poważnie porozmawiać i chyba się... Wyżalić?
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Jak to się stało, że ktoś pokroju Jace'a zdołała spóźnić się na spotkanie z kimś pokroju Selcenty? Może nigdy do wyjątkowo punktualnych nie należał (w końcu zawsze znajdzie się coś, co przyciągnie jego uwagę na trochę dłużej niż by wypadało), jednak dzisiejszy wieczór nie był zwyczajny, tak jak wszystkie poprzednie. Bo to właśnie Selcenta Villain oczekiwała w Dziurawym Kotle JEGO przybycia, JEGO towarzystwa i JEGO uwagi. Zaraz, zaraz... Powiedziałem Villain? Miałem na myśli Bruckheimer. Na same wspomnienie tego nazwiska Jace czuł złość, ogarniającą go od samych palców stóp aż do czubka głowy. Jednak od czasu zakończenia edukacji w Hogwarcie zmienił się, nareszcie nauczył sie panować nad gniewem, a Selcenta coraz rzadziej pojawiała się w jego wizjach.
Ostatnio Jace coraz częściej wspominał szkolne czasy i zastanawiał się w którym momencie przeoczył szansę, aby zaimponować młodej ślizgonce i zgarnąć jej serce dla siebie. Tylko na tym mu zależało, chociaż wcale nie okazywał uczucia, którym darzył Selcentę. Potrafił śnić o niej kilka nocy z rzędów a jednak dalej uwodził uległe mu uczennice Hogwartu. Dopiero, gdy w jego rękach znalazło się zaproszenie na ślub jej z Gabrielem, mający zmienić pannę Villain na panią Bruckheimer, coś w nim pękło. Nagle stał się odporny na zaloty innych dziewcząt a w jego sercu zagościła pustka i zimno, co noc rozlewające się boleśnie bo całym ciele puchona. Ale te czasy minęły, Jace dorósł, skupił się na nauce by następnie swoją pasję przenieść na smoki. I to właśnie one, a głównie Belenus, aktualnie drzemiący w jego kieszeni, udało się na nowo rozgrzać serce Jace'a, chociaż nie na tyle, by pozbył się swojego cynizmu i arogancji.
A co do Belenusa, jako, ze ostatnio gadowi zdarzyło wypalić się dziurę w rękawiczce swojego opiekuna, ta stała się jego nowym, przenośnym legowiskiem.
Ale już dość wspomnień, skupmy się na obecnej sytuacji, bo oczom Jace'a właśnie ukazał się Dziurawy Kocioł. Od ich ostatniego czasu minęło tyle czasu, a od szkolnych lat- jeszcze więcej, a jednak poczuł w brzuchu dziwny, chociaż w żadnym wypadku nieprzyjemny, ucisk. A mimo, że na dworze było co najmniej pięć stopni poniżej zera, to jego policzki nagle zaczęły płonąć. Skarcił się w myślach, czując jakby na nowo stał się niedojrzałym nastolatkiem.
Nim przekroczył próg Dziurawego Kotła, westchnął głęboko. Czuł kołatanie serca, chociaż nie potrafił powiedzieć, czy galopowało tak ze zmęczenia związanego ze spacerem, czy może z widoku rudej czupryny, skrytej w kącie pub'u. Nie potrafił się nie uśmiechnąć. W prawdzie był to uśmiech złośliwy, jednak ci, którzy znali Jace, wiedzieli, że to dobry sygnał. Ruszył w jej stronę, a Belenus, czując nagłą zmianę temperatury, wychylił pysk z kieszeni.
-Wybacz, że musiałaś na mnie czekać- Jace wyszeptał jej to prawie że do ucha, nachylając się nad nią z tyłu. Patrząc na Selcentę starał się nie myśleć o Gabrielu, który zapewne wyczekiwał teraz swojej żony z niecierpliwością, nie mając pojęcia z kim włóczy się po mieście o tak późnej porze. A może i nie? Właściwie wcale by to byłemu puchonowi nie przeszkadzało. Mógłby przynajmniej spokojnie spędzić wieczór ze swoją znajomą, bez obawy, że jej Romeo wpadnie do Dziurawego Kotła z chęcią zamordowanie biednego Jace'a. A przecież nie chcemy, żeby coś mu się stało, prawda?
Chłopak zajął miejsce na przeciwko Selcenty, sięgając po zniszczone menu. Udawał, że jego zawartość jest znacznie ciekawsza od rudzielca. Chyba mu to słabo wychodziło, bo Belenus, wyglądając na poirytowanego, zaczął przypalać dół kartki. Jace odtrącił go palcem i już miał poprosić przechodzącego obok kelnera o Ognistą, kiedy dostrzegł napój trzymany w rękach przez Selcentę. Może Napar z Ostrokrzewu był lepszym pomysłem, zwłaszcza, że Jace planował porwać rudzielca na mały spacer. A do tego przydałoby się zachować równowagę i nie wpaść w pierwszą lepszą zaspę.
Kiedy kelner, mając już na kartce zamówienie od Jace'a, odszedł w stronę baru, chłopak przeniósł wzrok na Selcentę.
-Może olejmy wstęp i przejdźmy do rzeczy. Co słychać?- odparł z bezczelnym uśmiechem, nie dając po sobie poznać jak bardzo tęsknił za tym okropnym, złośliwym ale jakże pięknym rudym łbem.
Ostatnio Jace coraz częściej wspominał szkolne czasy i zastanawiał się w którym momencie przeoczył szansę, aby zaimponować młodej ślizgonce i zgarnąć jej serce dla siebie. Tylko na tym mu zależało, chociaż wcale nie okazywał uczucia, którym darzył Selcentę. Potrafił śnić o niej kilka nocy z rzędów a jednak dalej uwodził uległe mu uczennice Hogwartu. Dopiero, gdy w jego rękach znalazło się zaproszenie na ślub jej z Gabrielem, mający zmienić pannę Villain na panią Bruckheimer, coś w nim pękło. Nagle stał się odporny na zaloty innych dziewcząt a w jego sercu zagościła pustka i zimno, co noc rozlewające się boleśnie bo całym ciele puchona. Ale te czasy minęły, Jace dorósł, skupił się na nauce by następnie swoją pasję przenieść na smoki. I to właśnie one, a głównie Belenus, aktualnie drzemiący w jego kieszeni, udało się na nowo rozgrzać serce Jace'a, chociaż nie na tyle, by pozbył się swojego cynizmu i arogancji.
A co do Belenusa, jako, ze ostatnio gadowi zdarzyło wypalić się dziurę w rękawiczce swojego opiekuna, ta stała się jego nowym, przenośnym legowiskiem.
Ale już dość wspomnień, skupmy się na obecnej sytuacji, bo oczom Jace'a właśnie ukazał się Dziurawy Kocioł. Od ich ostatniego czasu minęło tyle czasu, a od szkolnych lat- jeszcze więcej, a jednak poczuł w brzuchu dziwny, chociaż w żadnym wypadku nieprzyjemny, ucisk. A mimo, że na dworze było co najmniej pięć stopni poniżej zera, to jego policzki nagle zaczęły płonąć. Skarcił się w myślach, czując jakby na nowo stał się niedojrzałym nastolatkiem.
Nim przekroczył próg Dziurawego Kotła, westchnął głęboko. Czuł kołatanie serca, chociaż nie potrafił powiedzieć, czy galopowało tak ze zmęczenia związanego ze spacerem, czy może z widoku rudej czupryny, skrytej w kącie pub'u. Nie potrafił się nie uśmiechnąć. W prawdzie był to uśmiech złośliwy, jednak ci, którzy znali Jace, wiedzieli, że to dobry sygnał. Ruszył w jej stronę, a Belenus, czując nagłą zmianę temperatury, wychylił pysk z kieszeni.
-Wybacz, że musiałaś na mnie czekać- Jace wyszeptał jej to prawie że do ucha, nachylając się nad nią z tyłu. Patrząc na Selcentę starał się nie myśleć o Gabrielu, który zapewne wyczekiwał teraz swojej żony z niecierpliwością, nie mając pojęcia z kim włóczy się po mieście o tak późnej porze. A może i nie? Właściwie wcale by to byłemu puchonowi nie przeszkadzało. Mógłby przynajmniej spokojnie spędzić wieczór ze swoją znajomą, bez obawy, że jej Romeo wpadnie do Dziurawego Kotła z chęcią zamordowanie biednego Jace'a. A przecież nie chcemy, żeby coś mu się stało, prawda?
Chłopak zajął miejsce na przeciwko Selcenty, sięgając po zniszczone menu. Udawał, że jego zawartość jest znacznie ciekawsza od rudzielca. Chyba mu to słabo wychodziło, bo Belenus, wyglądając na poirytowanego, zaczął przypalać dół kartki. Jace odtrącił go palcem i już miał poprosić przechodzącego obok kelnera o Ognistą, kiedy dostrzegł napój trzymany w rękach przez Selcentę. Może Napar z Ostrokrzewu był lepszym pomysłem, zwłaszcza, że Jace planował porwać rudzielca na mały spacer. A do tego przydałoby się zachować równowagę i nie wpaść w pierwszą lepszą zaspę.
Kiedy kelner, mając już na kartce zamówienie od Jace'a, odszedł w stronę baru, chłopak przeniósł wzrok na Selcentę.
-Może olejmy wstęp i przejdźmy do rzeczy. Co słychać?- odparł z bezczelnym uśmiechem, nie dając po sobie poznać jak bardzo tęsknił za tym okropnym, złośliwym ale jakże pięknym rudym łbem.
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Selcenta także chciałaby wiedzieć, jak to się stało, jak to w ogóle możliwe, że ktoś pokroju Jace'a spóźnił się na spotkanie z nią. Szczególnie, że niegdysiejsza Ślizgonka była pewna, iż ostrzeżenie o punktualnym przybyciu dotarło do Cartera. A nawet jeśli nie, chłopak nie powinien zapominać o tak istotnym szczególe dotyczącym jej osoby. W końcu nie raz się spotykali. Nie raz Selcenta przypominała mu, iż nie lubi, gdy ludzie spóźniają się i nie przychodzą na czas na umówione spotkanie. Nareszcie i sam Jace nie raz przekonał się o tym, jak nieprzyjemna potrafi stać się Selcenta z tak błahego powodu. Tym razem jednak nie zamierzała nawet wytykać mu jego braku szacunku wobec innych osób i marnotrawstwa jakże cennego czasu pozostałych ludzi. Bowiem wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały jednoznacznie na to, iż dzisiejszego dnia pani Bruckheimer dopisywał wyjątkowo złośliwy pech, którego nie da rady odgonić żadnymi, nawet tymi najwymyślniejszymi, sposobami magicznymi. Nie wspominając już o pradawnej magii – to w końcu przeżytek, który wieki temu stracił swój termin używalności i przydatności.
Chwyciła w obie dłonie gorącą szklanicę z naparem z ostrokrzewu i trzymała ją dłuższą chwilę, nie unosząc do ust. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jej ciele, sprawiając że i humor jej się trochę poprawiał. Złośliwości losu swoją drogą, ale przecież nie można z tego powodu chodzić cały dzień, niczym chmura gradowa. Chociaż swoją drogą nie wypadało też tryskać radością jak jakiś cholerny gejzer wodny z Islandii, szczególnie że do Selcenty taki wizerunek raczej nie pasował. Nawet podczas swojego ślubu wyglądała na przerażoną łanię, która najchętniej uciekłaby gdzie pieprz rośnie, niźli z szeroki, a co za tym idzie, także sztucznym, uśmiechem przyklejonym do twarzy przemierzała salony posiadłości państwa Bruckheimerów. A sam ślub? Czy sprawił Selcencie taką radość, na jaką oczekiwała? Nie do końca. Owszem, kochała Gabriela, lecz z perspektywy czasu zaczynała mieć coraz większe wątpliwości co do słuszności swojej decyzji. Jakby nie patrzeć, były Krukon usłyszał z jej ust magiczne „tak” pod wpływem huraganu emocji, który wówczas targał rudowłosą, może trochę zagubioną Ślizgonką, która obecnie zastanawiała się, czy to Gabriela chciała... Miała ujrzeć na ślubnym kobiercu u swego boku. Czy to faktycznie miał być on? Ten wspaniały Anioł, który popełnił jeden, jedyny grzech; którego popełniony błąd był takim zaskoczeniem dla pokładającej w nim całkowitą ufność młodej panienki Villain. Z drugiej strony miłość polega na zaufaniu drugiej osobie mimo wszystko. Selcenta jednak nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest w stanie poświęcić to „wszystko”.
Uniosła lekko głowę, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. Prawdziwy, szczery uśmiech, który zagościł na jej jasnej buzi tylko na chwilę. Gdy Jace zajął miejsce naprzeciwko niej, twarz rudowłosej nie wyrażała żadnych pozytywnych emocji. Zdradzały ja jedynie krwiste wypieki na policzkach – przekleństwo wszystkich rudzielców.
- Gdybyś przyszedł wcześniej, mogłabym oskarżyć cię o psucie mi świetnej zabawy – powiedziała i jakby nigdy nic puściła oczko do kelnera stojącego przy barze. Może niekoniecznie był w jej typie, lecz miał spore predyspozycje do zostania młodym bogiem. Do Jace'a się jednak nie umywa, pomyślała z przekąsem, gdy przeniosła wzrok na swojego towarzysza.
Skrzywiła się słysząc, co zamówił Carter. Prosiła go o to, by zabrał ją na coś mocniejszego, a on najwyraźniej zamierza trzymać wszystko pod kontrolą i wcale się nie upić, nie wspominając już o tym, że pozwoli jej tknąć zbyt dużą ilość napojów alkoholowych. Podniosłą się lekko z ławy i sięgnęła poprzez stół do kieszeni byłego Puchona. Po chwili w jej ręce znalazł się Belenus. Uśmiechnęła się do niego i postawiła na blacie. Gad rozprostował skrzydełka i pomachał nimi chwilę, by następnie złożyć się w kłębek i utkwić uważne spojrzenie w Selcencie.
- Próby, wyjazdy, próby, wyjazdy, zero życia – rzuciła luzackim tonem, utkwiwszy wzrok w kuflu z napojem, jakby ten był bardziej interesujący, niż siedzący naprzeciwko chłopak – Czyli tak jak zwykle bywa w życiu wielkiej gwiazdy sceny muzycznej...
Podniosła na niego wzrok, uśmiechając się blado. Gdyby mogła cofnąć czas, teraz bez wątpienia by to zrobiła. Nie zawahałaby się ani sekundy, w ogóle nie musiałaby myśleć nad podjęciem tej decyzji. I wiedziałaby, że to byłoby najsłuszniejszy krok. Bo ta bajka chyba miała inne zakończenie, niż to, które obecnie rysuje się w życiu Selcenty.
Chwyciła w obie dłonie gorącą szklanicę z naparem z ostrokrzewu i trzymała ją dłuższą chwilę, nie unosząc do ust. Przyjemne ciepło rozchodziło się po jej ciele, sprawiając że i humor jej się trochę poprawiał. Złośliwości losu swoją drogą, ale przecież nie można z tego powodu chodzić cały dzień, niczym chmura gradowa. Chociaż swoją drogą nie wypadało też tryskać radością jak jakiś cholerny gejzer wodny z Islandii, szczególnie że do Selcenty taki wizerunek raczej nie pasował. Nawet podczas swojego ślubu wyglądała na przerażoną łanię, która najchętniej uciekłaby gdzie pieprz rośnie, niźli z szeroki, a co za tym idzie, także sztucznym, uśmiechem przyklejonym do twarzy przemierzała salony posiadłości państwa Bruckheimerów. A sam ślub? Czy sprawił Selcencie taką radość, na jaką oczekiwała? Nie do końca. Owszem, kochała Gabriela, lecz z perspektywy czasu zaczynała mieć coraz większe wątpliwości co do słuszności swojej decyzji. Jakby nie patrzeć, były Krukon usłyszał z jej ust magiczne „tak” pod wpływem huraganu emocji, który wówczas targał rudowłosą, może trochę zagubioną Ślizgonką, która obecnie zastanawiała się, czy to Gabriela chciała... Miała ujrzeć na ślubnym kobiercu u swego boku. Czy to faktycznie miał być on? Ten wspaniały Anioł, który popełnił jeden, jedyny grzech; którego popełniony błąd był takim zaskoczeniem dla pokładającej w nim całkowitą ufność młodej panienki Villain. Z drugiej strony miłość polega na zaufaniu drugiej osobie mimo wszystko. Selcenta jednak nie potrafiła odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest w stanie poświęcić to „wszystko”.
Uniosła lekko głowę, a jej twarz rozjaśnił uśmiech. Prawdziwy, szczery uśmiech, który zagościł na jej jasnej buzi tylko na chwilę. Gdy Jace zajął miejsce naprzeciwko niej, twarz rudowłosej nie wyrażała żadnych pozytywnych emocji. Zdradzały ja jedynie krwiste wypieki na policzkach – przekleństwo wszystkich rudzielców.
- Gdybyś przyszedł wcześniej, mogłabym oskarżyć cię o psucie mi świetnej zabawy – powiedziała i jakby nigdy nic puściła oczko do kelnera stojącego przy barze. Może niekoniecznie był w jej typie, lecz miał spore predyspozycje do zostania młodym bogiem. Do Jace'a się jednak nie umywa, pomyślała z przekąsem, gdy przeniosła wzrok na swojego towarzysza.
Skrzywiła się słysząc, co zamówił Carter. Prosiła go o to, by zabrał ją na coś mocniejszego, a on najwyraźniej zamierza trzymać wszystko pod kontrolą i wcale się nie upić, nie wspominając już o tym, że pozwoli jej tknąć zbyt dużą ilość napojów alkoholowych. Podniosłą się lekko z ławy i sięgnęła poprzez stół do kieszeni byłego Puchona. Po chwili w jej ręce znalazł się Belenus. Uśmiechnęła się do niego i postawiła na blacie. Gad rozprostował skrzydełka i pomachał nimi chwilę, by następnie złożyć się w kłębek i utkwić uważne spojrzenie w Selcencie.
- Próby, wyjazdy, próby, wyjazdy, zero życia – rzuciła luzackim tonem, utkwiwszy wzrok w kuflu z napojem, jakby ten był bardziej interesujący, niż siedzący naprzeciwko chłopak – Czyli tak jak zwykle bywa w życiu wielkiej gwiazdy sceny muzycznej...
Podniosła na niego wzrok, uśmiechając się blado. Gdyby mogła cofnąć czas, teraz bez wątpienia by to zrobiła. Nie zawahałaby się ani sekundy, w ogóle nie musiałaby myśleć nad podjęciem tej decyzji. I wiedziałaby, że to byłoby najsłuszniejszy krok. Bo ta bajka chyba miała inne zakończenie, niż to, które obecnie rysuje się w życiu Selcenty.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
No proszę, co za niespodzianka! Selcenta Bruckheimer zastanawia się nad swoim małżeństwem! Nie jest pewna, czy podjęła słuszną decyzję wychodząc na Gabriela? Wystarczy spytać Jace'a, by się przekonać, że nie. Chociaż może lepiej nie zadawać mu tego typu pytań, bo kimkolwiek nie byłby jej mąż, czy to Gabrielem, jakimś ślizgonem, dyrektorem szkoły czy którymś z nauczycieli, były puchon i tak by go nienawidził równie mocno, co w obecnej chwili pana Bruckheimera. Trudno mu się dziwić- Selcenta była pierwszą dziewczyną, której Jace nie miał na swojej liście "zaliczonych" i wcale nie planował jej tam wpisywać. Zakochany puchon za bardzo szanował rudą (chociaż nie zawsze zdarzało mu się to okazywać), aby móc myśleć o niej w taki sposób, jak o tych, które same pchały mu się do łóżka. Je traktował jak przedmioty, zwykłe zabawki dla jego przyjemności. Jednak Selcenta była inna. Często rozmyślał, czy byłaby z nim szczęśliwa, a przynajmniej bardziej, niż z Gabrielem. Zakochana po uszy w krukonie, mimo paru spotkań, ani myślała zostawiać go dla jakiegoś tam Cartera, którego nie darzyła nawet w połowie tak wielkim uczuciem, jak Bruckheimera. Nie nie nie, Jace w żadnym razie nie uważał się za gorszego od jej męża! Nigdy, ale to nigdy nie pomyślał, że Gabriel mógłby być od niego w jakimkolwiek stopniu lepszy. Nie można powiedzieć, aby Jace był zakochany w sobie, ale pewności siebie na pewno mu nie brakowało.
A jednak mimo swojego uczucia do Selcenty i nienawiści, którą obdarował jej ukochanego, gdzieś tam w głębi duszy cieszył się, że wybrała jednak Gabriela. Może po prostu los uznał, że to on będzie lepszym kandydatem na męża, mimo, że przy Jace'ie nie musiałaby martwić się o sprawy finansowe. No ale, przecież nie pieniądze są w życiu najważniejsze! Gdyby tak było, chłopak na pewno znalazłby sobie lepiej płatną pracę, która byłaby o niebo bezpieczniejsza, niż obecna. A jednak Jace lubił opiekę nad smokami, nawet jeżeli któregoś dnia miałby spłonąć żywcem przez swoją nieuwagę czy wyjątkowo agresywnego osobnika.
Chciałbym powiedzieć, że Jace w tym momencie wyrwał się z zamyślenia, jednak minęłoby się to z prawdą. W zaistniałej sytuacji nawet jeżeli udawał nieobecnego, całą swoją uwagę skupiał na Selce. Przecież tak dawno nie miał okazji spotkać się z nią sam na sam. Zazwyczaj albo była zbyt zajęta tworzeniem nowych przebojów, albo po prostu towarzyszył jej Gabriel. A gdyby ktoś nie zauważył, Jace za nim nie przepadał. Poza tym jego obecność była co najmniej niebezpieczna- byłemu puchonowi ciągle zdarzało się patrzeć na rudą trochę zbyt czułym spojrzeniem, co mogłoby nie spodobać się Gabrielowi. Chociaż... może to właśnie on, a nie Jace, powinien się martwić? W końcu praca ze smokami nie należała do prostych i czasami trzeba było wykazać się dużą siłą. W taki sposób od czasów szkolnych chłopakowi przybyło trochę mięśni, chociaż nadal sprawiał wrażenie wychudzonego słabeusza. Dobry kamuflaż, prawda?
Jace posłał Selcencie dość krzywy, chociaż w jego wydaniu całkiem uroczy uśmiech. Owszem, obiecał jej coś mocniejszego i sam chętnie napiłby się Ognistej albo Sherry (chociaż tej drugiej w Dziurawym Kotle nie dostanie), jednak w trakcie spaceru do pub'u zmienił plany. No dobra, zmienił je dopiero w środku, kiedy zauważył napój Selcenty, jednak o tym już wspominałem.
Widząc zachowanie Selki względem kelnera, Jace wprost nie mógł powstrzymać się od cichego prychnięcia, które przerodziło się w złośliwy śmiech.
-Gdybym wiedział, w ogóle bym się nie zjawił- ukradkiem spojrzał w stronę kelnera.-Chociaż stać się na coś lepszego.
Odchylił się razem z krzesłem nieznacznie do tyły, utkwiwszy wzrok w swojej towarzyszce. Ta, zajęta Belenusem, nie dostrzegła wyrazu jego twarzy, a kiedy już na niego spojrzała, na powrót przybrał kamienną minę. Nie miał najmniejszego zamiaru przyznawać jej się do tęsknoty, którą czuł nie mając z nią kontaktu. Właściwie od jej ślubu rozmawiali tylko kilka razy. Tych rozmów wcale nie można było zaliczyć do przyjemnych przeżyć.
Belenus kręcił się w pobliżu Selcenty, a kiedy poczuł w nozdrzach przyjemny zapach naparu, nie omieszkał wspiąć się po kubku, z zamiarem upicia łyku, może dwóch. Jace patrzył ze spokojem na tą scenkę, a kiedy gad był już tuż tuż od swojego celu, złapał go w pułapkę ze swoich złożonych dłoni.
-Ze wszystkich smoków musiałem wybrać akurat tego- mruknął pod nosem, chociaż wcale nie wyglądał na złego, czy nawet rozczarowanego. Jakkolwiek nie klnąłby na temat Belenusa, nie byłby w stanie oddać a co dopiero skrzywdzić tego małego gada.
Słysząc o zajęciach Selcenty, które nie pozwalały spokojnie cieszyć jej się urodą zimy, Jace przypomniał sobie o płytach schowanych głęboko pod łóżkiem, na dodatek w tak małej skrzynce, że nikt, ale to nikt nie wpadłby na to, co może się w niej znajdować. Była magiczną szkatułką skrywającą wszystkie płyty, w których rozbrzmiewał głos Selki, wszystkie artykuły, w których znajdowało się jej imię (by nie mówić, że nazwisko, którego Jace nienawidził). Z początku gdy dołączyła do zespołu omijał wszystko, co z nimi związane szerokim łukiem. A jednak, gdy po raz pierwszy usłyszał jej głos, nie mógł opierać się dłużej i od tamtej chwili zawsze po pracy zachodził do kiosku po Proroka Codziennego w nadziei, że znowu ujrzy jej zdjęcie na okładce. Zachowywał się jak niedojrzały nastolatek, a jednak nie potrafił inaczej.
-Rozumiem, że powinienem czuć się zaszczycony naszym spotkaniem? Skoro udało ci się znaleźć chociaż chwilę na rozmowę ze mną...- odparł z bezczelnym uśmiechem, takim samym, jak za czasów szkolnych.
Kiedy kelner postawił na stoliku napar z ostrokrzewu, Jace spojrzał na niego unosząc brwi do góry. Wcisnął mu do ręki cztery... nie, zaraz! Aż osiem galeonów, jednocześnie puszczając oczko do Selki. Przecież nie wypadało kazać damie płacić, prawda?
A jednak mimo swojego uczucia do Selcenty i nienawiści, którą obdarował jej ukochanego, gdzieś tam w głębi duszy cieszył się, że wybrała jednak Gabriela. Może po prostu los uznał, że to on będzie lepszym kandydatem na męża, mimo, że przy Jace'ie nie musiałaby martwić się o sprawy finansowe. No ale, przecież nie pieniądze są w życiu najważniejsze! Gdyby tak było, chłopak na pewno znalazłby sobie lepiej płatną pracę, która byłaby o niebo bezpieczniejsza, niż obecna. A jednak Jace lubił opiekę nad smokami, nawet jeżeli któregoś dnia miałby spłonąć żywcem przez swoją nieuwagę czy wyjątkowo agresywnego osobnika.
Chciałbym powiedzieć, że Jace w tym momencie wyrwał się z zamyślenia, jednak minęłoby się to z prawdą. W zaistniałej sytuacji nawet jeżeli udawał nieobecnego, całą swoją uwagę skupiał na Selce. Przecież tak dawno nie miał okazji spotkać się z nią sam na sam. Zazwyczaj albo była zbyt zajęta tworzeniem nowych przebojów, albo po prostu towarzyszył jej Gabriel. A gdyby ktoś nie zauważył, Jace za nim nie przepadał. Poza tym jego obecność była co najmniej niebezpieczna- byłemu puchonowi ciągle zdarzało się patrzeć na rudą trochę zbyt czułym spojrzeniem, co mogłoby nie spodobać się Gabrielowi. Chociaż... może to właśnie on, a nie Jace, powinien się martwić? W końcu praca ze smokami nie należała do prostych i czasami trzeba było wykazać się dużą siłą. W taki sposób od czasów szkolnych chłopakowi przybyło trochę mięśni, chociaż nadal sprawiał wrażenie wychudzonego słabeusza. Dobry kamuflaż, prawda?
Jace posłał Selcencie dość krzywy, chociaż w jego wydaniu całkiem uroczy uśmiech. Owszem, obiecał jej coś mocniejszego i sam chętnie napiłby się Ognistej albo Sherry (chociaż tej drugiej w Dziurawym Kotle nie dostanie), jednak w trakcie spaceru do pub'u zmienił plany. No dobra, zmienił je dopiero w środku, kiedy zauważył napój Selcenty, jednak o tym już wspominałem.
Widząc zachowanie Selki względem kelnera, Jace wprost nie mógł powstrzymać się od cichego prychnięcia, które przerodziło się w złośliwy śmiech.
-Gdybym wiedział, w ogóle bym się nie zjawił- ukradkiem spojrzał w stronę kelnera.-Chociaż stać się na coś lepszego.
Odchylił się razem z krzesłem nieznacznie do tyły, utkwiwszy wzrok w swojej towarzyszce. Ta, zajęta Belenusem, nie dostrzegła wyrazu jego twarzy, a kiedy już na niego spojrzała, na powrót przybrał kamienną minę. Nie miał najmniejszego zamiaru przyznawać jej się do tęsknoty, którą czuł nie mając z nią kontaktu. Właściwie od jej ślubu rozmawiali tylko kilka razy. Tych rozmów wcale nie można było zaliczyć do przyjemnych przeżyć.
Belenus kręcił się w pobliżu Selcenty, a kiedy poczuł w nozdrzach przyjemny zapach naparu, nie omieszkał wspiąć się po kubku, z zamiarem upicia łyku, może dwóch. Jace patrzył ze spokojem na tą scenkę, a kiedy gad był już tuż tuż od swojego celu, złapał go w pułapkę ze swoich złożonych dłoni.
-Ze wszystkich smoków musiałem wybrać akurat tego- mruknął pod nosem, chociaż wcale nie wyglądał na złego, czy nawet rozczarowanego. Jakkolwiek nie klnąłby na temat Belenusa, nie byłby w stanie oddać a co dopiero skrzywdzić tego małego gada.
Słysząc o zajęciach Selcenty, które nie pozwalały spokojnie cieszyć jej się urodą zimy, Jace przypomniał sobie o płytach schowanych głęboko pod łóżkiem, na dodatek w tak małej skrzynce, że nikt, ale to nikt nie wpadłby na to, co może się w niej znajdować. Była magiczną szkatułką skrywającą wszystkie płyty, w których rozbrzmiewał głos Selki, wszystkie artykuły, w których znajdowało się jej imię (by nie mówić, że nazwisko, którego Jace nienawidził). Z początku gdy dołączyła do zespołu omijał wszystko, co z nimi związane szerokim łukiem. A jednak, gdy po raz pierwszy usłyszał jej głos, nie mógł opierać się dłużej i od tamtej chwili zawsze po pracy zachodził do kiosku po Proroka Codziennego w nadziei, że znowu ujrzy jej zdjęcie na okładce. Zachowywał się jak niedojrzały nastolatek, a jednak nie potrafił inaczej.
-Rozumiem, że powinienem czuć się zaszczycony naszym spotkaniem? Skoro udało ci się znaleźć chociaż chwilę na rozmowę ze mną...- odparł z bezczelnym uśmiechem, takim samym, jak za czasów szkolnych.
Kiedy kelner postawił na stoliku napar z ostrokrzewu, Jace spojrzał na niego unosząc brwi do góry. Wcisnął mu do ręki cztery... nie, zaraz! Aż osiem galeonów, jednocześnie puszczając oczko do Selki. Przecież nie wypadało kazać damie płacić, prawda?
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
To nadzwyczaj miłe, że Jace tak bardzo lubił (żeby nie powiedzieć – kochał, wszak to nie wypada!) Selcentę, na co ona przecież najzwyczajniej w świecie nie zasłużyła. Bowiem gdyby sama znalazła się na jego miejscu, postarałaby się o to, by jak najszybciej zapomnieć o nieudanym rozdziale swojego życia. Zapomnieć na zawsze. Nie lubiła rozgrzebywać starych ran. Według niej nie miało to najmniejszego sensu. Dlatego też przez pewien czas unikała, jak tylko mogła, wszelkiego kontaktu z Carterem. I prawie udało jej się osiągnąć cel i wyrzucić byłego Puchona z umysłu i serca. Prawie, ponieważ ostatni rok w szkole przysporzył im jednak kilku okazji do spotkań. A nawet te kilkunastominutowe, absolutnie niezobowiązujące, nakreślały jej coraz to bardziej zmieniające się nastawienie Jace'a do ludzi. Do kobiet w szczególności. Coraz rzadziej słyszała o złamanych przez niego niewieścich sercach, za to nie uszło niczyjej uwadze to, iż jego wyniki w nauce bardzo się poprawiły.
Na dobrą sprawę dżejsową nienawiścią powinna zostać obdarzona Selcenta, a nie Gabriel, który zawinił jedynie, a może aż, tym, że Ruda dostrzegła jego atuty artysty-dżentelmena, które u Jace'a ukazały się odrobinę za późno. A może gdyby na te kilka tygodni przed ślubem, kiedy to Selcenta tak rozpaczliwie poszukiwała sukni, Carter sprawił, że w jej sercu zakiełkowałaby niepewność, gdyby wtedy do czegoś doszło, gdyby mniej słów było przemilczanych... Może wówczas przyszłość każdego z nich wyglądałaby zupełnie inaczej. Może wcale nie musieliby spotkać się dzisiejszego wieczoru w Dziurawym Kotle? Ale teraz gdybanie i snucie wymyślnych przypuszczeń dotyczących przeszłości było jeszcze większym bezsensem. Nie można było cofnąć czasu. To byłoby zbyt łatwe i proste. Selcenta naprawdę nie lubiła chodzić na łatwiznę, nawet jeśli to oznaczało, iż miała się obecnie zmagać z ogromnymi przeciwnościami losu, wyrzutami sumienia, wielkim żalem i jeszcze większą tęsknotą. Teraz to mogłaby sobie tylko wyrzucać własną głupotę, o ile jej postępowanie było głupie.
Okazji do spotkania sam na sam mieli naprawdę bardzo dużo. Selcenta lubiła tylko czasem trochę przesadzać i wyolbrzymiać niektóre sytuacje. Bo na dobrą sprawę wcale tak dużo czasu na pracę nie poświęcała. Nagrywanie nowych utworów to jedno, co cały „Efekt Nieudanej Transmutacji” robi w przerwach między jednym, a drugim koncertem. Koncertów, swoją drogą, też mogliby mieć więcej, jak na tak znany zespół. Gorzej, gdy Selcenta ma wolne, ponieważ wówczas wcale, a wcale nie ma ochoty nigdzie wychodzić, już nie wspominając o tym, że na spotykanie się z kimkolwiek nie ma najmniejszej chęci. Jedyne, co jej wtedy w głowie, to kompletne obijanie się – leżenie plackiem na kanapie i sprawianie sobie drobnych przyjemności, jakich nie jest w stanie zaznać i z nich skorzystać w czasie trasy. I to kolejny powód do obdarzenia Selcenty nienawiścią, czystą jak łza. I chyba Ruda czułaby się o wiele lepiej, gdyby Jace darzył ją niekoniecznie pozytywnym uczuciem. Miałaby czyste sumienie, tak jej się wydaje. I to chyba ona powinna bać się najbardziej. Nie Gabriel, nie Jace, nie ktokolwiek inny, ale właśnie ona, we własnej osobie. „Wyroku” Cartera, który zapadłby po rozmowie, jaką chciałaby przeprowadzić z nim Selka.
- Czyżbyś czuł się zazdrosny? - zapytała i zaśmiała się perliście.
Właściwie tego chciała. Chciała wiedzieć, czy nadal mu na niej zależy, czy nadal coś do niej czuje. Cokolwiek. Bo to, że są znajomymi nie wystarczało. Musiała mieć czarne na białym napisane, jakie relacje między nimi panują, na jakim gruncie stoi. Czy gdyby pod wpływem pewnych niespodziewanych zdarzeń okazało się, że została sama... Czy miałaby kogoś, komu zależy na niej w równie dużym stopniu co Gabrielowi.
Przygryzła wargę, poważniejąc. To było dziecinne. Głupie i dziecinne. A przecież małżeństwo ją zmieniło. Sprawiło, że z żądnej przygód i miłosnych podbojów pannicy stałą się kobietą rozsądną i ustatkowaną. Ha, Selcenta ustatkowana, dobry żart!
- Och, daj spokój. Belenus jest uroczy i kochany! Daj mu się napić! Przecież napar z ostrokrzewu chyba mu nie zaszkodzi? – zapytała niepewnie, lecz nie czekając na odpowiedź wyjęła różdżkę i wyczarowała malutki, głębszy talerzyk, do którego wlała odrobinę napoju i podsunęła w stronę Jace'a.
Sekretna szkatułka z płytami jej zespołu i wycinkami dotyczącymi jej osoby? Chyba lepiej, że pani Bruckheimer nie wiedziała o obsesji byłego Puchona, ponieważ w innym wypadku miałaby wątpliwości, czy aby na pewno chce się z nim spotkać sam na sam. A może po prostu tak bardzo bała by się tego, co zrobiła z Jace'em, romansując z nim w czasach szkolnych i dając złudną nadzieję.
Pokręciła głową, uśmiechając się kwaśno. Miło, że nawet on odbierał ją jako wielką gwiazdę, która nie ma czasu dla bliskich jej sercu osób. Przecież i ona ma trochę uczuć, tak mimo wszystko. Tylko czasem jest zbyt zmęczona.
- Jace, ja... Przepraszam, powinnam wcześniej cię zaprosić. Znowu zachowałam się jak ostatnia suka – wymamrotała i wplotła palce we włosy, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. – Nawet bym się specjalnie nie zdziwiła, gdybyś dziś nie przyszedł...
Poczuła się fatalnie, ponieważ słowa chłopaka, które absolutnie nie miałby być oskarżeniem, sprawiły, iż uświadomiła sobie swoje durne zachcianki uniemożliwiające wszystkim znajomym jakikolwiek kontakt z nią. A gdy w ręce kelnera ujrzała większą sumę pieniędzy, niż powinna, posłała Jace'owi mordercze spojrzenie. To było złośliwe, zdecydowanie. Nawet, jeśli działa w dobrej wierze i chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Nie lubiła, gdy ktoś wydawał na nią pieniądze. Nie pozwalała na to nawet Gabrielowi.
Na dobrą sprawę dżejsową nienawiścią powinna zostać obdarzona Selcenta, a nie Gabriel, który zawinił jedynie, a może aż, tym, że Ruda dostrzegła jego atuty artysty-dżentelmena, które u Jace'a ukazały się odrobinę za późno. A może gdyby na te kilka tygodni przed ślubem, kiedy to Selcenta tak rozpaczliwie poszukiwała sukni, Carter sprawił, że w jej sercu zakiełkowałaby niepewność, gdyby wtedy do czegoś doszło, gdyby mniej słów było przemilczanych... Może wówczas przyszłość każdego z nich wyglądałaby zupełnie inaczej. Może wcale nie musieliby spotkać się dzisiejszego wieczoru w Dziurawym Kotle? Ale teraz gdybanie i snucie wymyślnych przypuszczeń dotyczących przeszłości było jeszcze większym bezsensem. Nie można było cofnąć czasu. To byłoby zbyt łatwe i proste. Selcenta naprawdę nie lubiła chodzić na łatwiznę, nawet jeśli to oznaczało, iż miała się obecnie zmagać z ogromnymi przeciwnościami losu, wyrzutami sumienia, wielkim żalem i jeszcze większą tęsknotą. Teraz to mogłaby sobie tylko wyrzucać własną głupotę, o ile jej postępowanie było głupie.
Okazji do spotkania sam na sam mieli naprawdę bardzo dużo. Selcenta lubiła tylko czasem trochę przesadzać i wyolbrzymiać niektóre sytuacje. Bo na dobrą sprawę wcale tak dużo czasu na pracę nie poświęcała. Nagrywanie nowych utworów to jedno, co cały „Efekt Nieudanej Transmutacji” robi w przerwach między jednym, a drugim koncertem. Koncertów, swoją drogą, też mogliby mieć więcej, jak na tak znany zespół. Gorzej, gdy Selcenta ma wolne, ponieważ wówczas wcale, a wcale nie ma ochoty nigdzie wychodzić, już nie wspominając o tym, że na spotykanie się z kimkolwiek nie ma najmniejszej chęci. Jedyne, co jej wtedy w głowie, to kompletne obijanie się – leżenie plackiem na kanapie i sprawianie sobie drobnych przyjemności, jakich nie jest w stanie zaznać i z nich skorzystać w czasie trasy. I to kolejny powód do obdarzenia Selcenty nienawiścią, czystą jak łza. I chyba Ruda czułaby się o wiele lepiej, gdyby Jace darzył ją niekoniecznie pozytywnym uczuciem. Miałaby czyste sumienie, tak jej się wydaje. I to chyba ona powinna bać się najbardziej. Nie Gabriel, nie Jace, nie ktokolwiek inny, ale właśnie ona, we własnej osobie. „Wyroku” Cartera, który zapadłby po rozmowie, jaką chciałaby przeprowadzić z nim Selka.
- Czyżbyś czuł się zazdrosny? - zapytała i zaśmiała się perliście.
Właściwie tego chciała. Chciała wiedzieć, czy nadal mu na niej zależy, czy nadal coś do niej czuje. Cokolwiek. Bo to, że są znajomymi nie wystarczało. Musiała mieć czarne na białym napisane, jakie relacje między nimi panują, na jakim gruncie stoi. Czy gdyby pod wpływem pewnych niespodziewanych zdarzeń okazało się, że została sama... Czy miałaby kogoś, komu zależy na niej w równie dużym stopniu co Gabrielowi.
Przygryzła wargę, poważniejąc. To było dziecinne. Głupie i dziecinne. A przecież małżeństwo ją zmieniło. Sprawiło, że z żądnej przygód i miłosnych podbojów pannicy stałą się kobietą rozsądną i ustatkowaną. Ha, Selcenta ustatkowana, dobry żart!
- Och, daj spokój. Belenus jest uroczy i kochany! Daj mu się napić! Przecież napar z ostrokrzewu chyba mu nie zaszkodzi? – zapytała niepewnie, lecz nie czekając na odpowiedź wyjęła różdżkę i wyczarowała malutki, głębszy talerzyk, do którego wlała odrobinę napoju i podsunęła w stronę Jace'a.
Sekretna szkatułka z płytami jej zespołu i wycinkami dotyczącymi jej osoby? Chyba lepiej, że pani Bruckheimer nie wiedziała o obsesji byłego Puchona, ponieważ w innym wypadku miałaby wątpliwości, czy aby na pewno chce się z nim spotkać sam na sam. A może po prostu tak bardzo bała by się tego, co zrobiła z Jace'em, romansując z nim w czasach szkolnych i dając złudną nadzieję.
Pokręciła głową, uśmiechając się kwaśno. Miło, że nawet on odbierał ją jako wielką gwiazdę, która nie ma czasu dla bliskich jej sercu osób. Przecież i ona ma trochę uczuć, tak mimo wszystko. Tylko czasem jest zbyt zmęczona.
- Jace, ja... Przepraszam, powinnam wcześniej cię zaprosić. Znowu zachowałam się jak ostatnia suka – wymamrotała i wplotła palce we włosy, nie wiedząc, co zrobić z rękoma. – Nawet bym się specjalnie nie zdziwiła, gdybyś dziś nie przyszedł...
Poczuła się fatalnie, ponieważ słowa chłopaka, które absolutnie nie miałby być oskarżeniem, sprawiły, iż uświadomiła sobie swoje durne zachcianki uniemożliwiające wszystkim znajomym jakikolwiek kontakt z nią. A gdy w ręce kelnera ujrzała większą sumę pieniędzy, niż powinna, posłała Jace'owi mordercze spojrzenie. To było złośliwe, zdecydowanie. Nawet, jeśli działa w dobrej wierze i chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Nie lubiła, gdy ktoś wydawał na nią pieniądze. Nie pozwalała na to nawet Gabrielowi.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Najwidoczniej Carter miał w sobie coś z masochisty. Próbował znienawidzić Selcentę i to nie raz, a jednak nie potrafił nawet o niej zapomnieć. Zawsze widząc inne dziewczyny wyliczał wszystko to, czego im brakowało, a co posiadała ślizgonka. Nawet jeżeli nowo poznana dziewoja zdawała się być na pozór idealną i w dodatku niezwykle podobała się Jace'owi, to i tak ostatecznie zupełnie odbiegała od wzoru Selcenty. To było co najmniej chore jak i dziecinne czy niedojrzałe. Z czasem wyrósł ze swojej "obsesji", a jednak nadal nie potrafił znaleźć nikogo dla siebie. I wcale mu jakoś na tym specjalnie nie zależało. Pochłonięty pracą nawet cieszył się z możliwości powrotu do pustego mieszkania i zaznania odrobiny spokoju. Ale w żadnym wypadku nie można było nazwać go samotnym- Belenus zawsze mu towarzyszył i to całkowicie Jace'owi wystarczyło. A przynajmniej do momentu spotkania z Selcentą. Bo wtedy ta okropna istota na nowo wywracała jego świat do góry nogami.
Dość. Jace mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, chowając je jednocześnie pod stołem. Nie chciał, aby ruda zauważyła jego złość i to w dodatku bezpodstawną. Denerwował się bo... bo co? No właśnie. Bo Selcenta ma męża? Bo znalazła odrobinę czasu na spotkanie z nim? To było wręcz żałosne, a im dłużej Jace myślał o swoim zachowaniu, tym bardziej miał ochotę przeprosić rudą i po prostu wyjść. Nie, nie rozczulał się nad sobą ale nie mógł sobie darować, że dziewczyna nadal tak na niego działała. Minęło tyle czasu, że już dawno powinien wyrzucić ją raz na zawsze z głowy. Przecież to proste, prawda? Szkoda, że tylko w teorii.
Jace z powrotem położył rękę na stole, w drugą ujmując kubek z naparem. Właściwie sam nie wiedział dlaczego, ale stracił apetyt. Za to słysząc słowa Selcenty po prostu nie mógł nie uśmiechnąć się.
-O ciebie? Zawsze- odparł, chcąc, aby zabrzmiało to fałszywie. A jednak mu to nie wyszło, a chcąc zamaskować swoją zmieszaną minę napił się naparu. Gorzki napój powoli zaczął spływać z gardła do żołądka, zalewając ciało Jace'a falą ciepła. Czując nagły wzrost temperatury zdjął płaszcz i zawiesił go, dokładnie wygładzając wszelkie fałdy. Ach te jego pedantyczne nawyki!
-Nie, raczej nie.- Napar rzeczywiście nie powinien zaszkodzić smokowi, zwłaszcza, że Belenus nie był w stanie wypić więcej niż mieściła zakrętka od butelki. Nie chciał jedynie, aby Selcenta musiała potem pić z tego samego kubka, w którym gad maczał swój łeb. Jemu to nie pasowało, więc rudej może też nie? Problem został szybko rozwiązany w postaci niewielkiej miseczki, do której dziewczyna nalała dla smoka naparu. Gad, zadowolony z jej poczynań, nachylił się nad naczyniem, mało do niego nie wpadając. Jace uśmiechnął się pod nosem. Mina szybko mu zrzedła, kiedy przeniósł wzrok na Selcentę. Powiedział coś nie tak? Zaraz... od kiedy Carter się tym przejmuje? Ruda naprawdę, ale to naprawdę źle na niego wpływała! A jednak słysząc jej słowa westchnął cicho, pocierając twarz dłonią rozgrzaną od gorzkiego naparu.
-Daj spokój. Zacznijmy od tego, że to ja powinienem cię za prosić, a nie ty mnie- w końcu dżentelmeni tak robią, prawda? Pomijając, ze Jace trudno nazwać jednym z nich.-Miałbym nie przyjść na spotkanie z tobą? Chyba musiałbym być skończonym kretynem, żeby to zrobić.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jakby... gorzko.
Dość. Jace mimowolnie zacisnął dłonie w pięści, chowając je jednocześnie pod stołem. Nie chciał, aby ruda zauważyła jego złość i to w dodatku bezpodstawną. Denerwował się bo... bo co? No właśnie. Bo Selcenta ma męża? Bo znalazła odrobinę czasu na spotkanie z nim? To było wręcz żałosne, a im dłużej Jace myślał o swoim zachowaniu, tym bardziej miał ochotę przeprosić rudą i po prostu wyjść. Nie, nie rozczulał się nad sobą ale nie mógł sobie darować, że dziewczyna nadal tak na niego działała. Minęło tyle czasu, że już dawno powinien wyrzucić ją raz na zawsze z głowy. Przecież to proste, prawda? Szkoda, że tylko w teorii.
Jace z powrotem położył rękę na stole, w drugą ujmując kubek z naparem. Właściwie sam nie wiedział dlaczego, ale stracił apetyt. Za to słysząc słowa Selcenty po prostu nie mógł nie uśmiechnąć się.
-O ciebie? Zawsze- odparł, chcąc, aby zabrzmiało to fałszywie. A jednak mu to nie wyszło, a chcąc zamaskować swoją zmieszaną minę napił się naparu. Gorzki napój powoli zaczął spływać z gardła do żołądka, zalewając ciało Jace'a falą ciepła. Czując nagły wzrost temperatury zdjął płaszcz i zawiesił go, dokładnie wygładzając wszelkie fałdy. Ach te jego pedantyczne nawyki!
-Nie, raczej nie.- Napar rzeczywiście nie powinien zaszkodzić smokowi, zwłaszcza, że Belenus nie był w stanie wypić więcej niż mieściła zakrętka od butelki. Nie chciał jedynie, aby Selcenta musiała potem pić z tego samego kubka, w którym gad maczał swój łeb. Jemu to nie pasowało, więc rudej może też nie? Problem został szybko rozwiązany w postaci niewielkiej miseczki, do której dziewczyna nalała dla smoka naparu. Gad, zadowolony z jej poczynań, nachylił się nad naczyniem, mało do niego nie wpadając. Jace uśmiechnął się pod nosem. Mina szybko mu zrzedła, kiedy przeniósł wzrok na Selcentę. Powiedział coś nie tak? Zaraz... od kiedy Carter się tym przejmuje? Ruda naprawdę, ale to naprawdę źle na niego wpływała! A jednak słysząc jej słowa westchnął cicho, pocierając twarz dłonią rozgrzaną od gorzkiego naparu.
-Daj spokój. Zacznijmy od tego, że to ja powinienem cię za prosić, a nie ty mnie- w końcu dżentelmeni tak robią, prawda? Pomijając, ze Jace trudno nazwać jednym z nich.-Miałbym nie przyjść na spotkanie z tobą? Chyba musiałbym być skończonym kretynem, żeby to zrobić.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jakby... gorzko.
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
On - masochista, ona - sadystka. Dobrali się wręcz wspaniale, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Selcenta miała o tyle lepiej od Cartera, że po jakimkolwiek rozstaniu z Merlin raczy wiedzieć którą to już miłością jej życia, nawet nie pomyślała, by w następnym chłopaku doszukiwać się cech tych poprzednich. Nawet, gdy szukała pocieszenia po jakże wstrętnej i niespodziewanej zdradzie Gabriela, nie szukała faceta, który chociaż trochę przypominał Bruckheimera. Co więcej, jakoś dziwnym trafem jej pocieszyciele byli zupełnie inni, niż Krukon, i każdego starała się stawiać z nim na równi. Czy zatem oznaczało to, że jej miłość do Gabriela nie była wielka, bezapelacyjnie szczera i tak prawdziwa, jak się Selcencie do tej pory wydawało?Czy może Gabriel jest jedynie kolejną ofiarą dziwacznej zachcianki rudzielca, która jakimś cudem przetrwała niemalże nienaruszona tyle lat? Selcenta przecież tak bardzo lubiła łamać serca innym ludziom, że tym razem mogła nawet nie zauważyć, iż to jedynie kolejny przystanek na drodze do poszukiwania tego jedynego, wspaniałego księcia z bajki. I gdyby tylko Ruda odwróciła się za siebie i potrafiła dostrzec dotychczasową drogę, jaką jej pozwolono przebyć, bez wątpienia poszczególne etapy jej wędrówki przez życie zaznaczone byłyby milionami piktogramów o jakże sarkastycznym wydźwięku. Olbrzymie, pęknięte serca. Twoja droga ku chwale, Selcento.
A może Jace denerwował się, ponieważ pani Bruckheimer dane było odnaleźć szczęście u boku kogoś innego, niż on, Jace Carter? Może w tej chwili krzyczała w nim potłuczona na miliardy kawałeczków duma? Cokolwiek było przyczyną, powodem zdenerwowania i złości, wcale nie bezpodstawnego, ogólnie można było sprowadzić to do dwóch słów - Selcenta Bruckheimer. I ona nie miałaby do Jace'a żalu, gdyby powiedział, że to przez nią stracił humor. Bardzo możliwe byłoby, że doskonale by go zrozumiała.
Przygryzła wargę. W tych trzech słowach Carter zawarł wszystko, co tylko mógł, by bezpowrotnie zburzyć starannie, od sześciu lat budowany nowy świat Selcenty. Te trzy słowa zawierały w sobie tyle miłości, bólu i goryczy, że kobietę aż poraziła intensywność tych uczuć. Myślała, była pewna!, że Jace już dawno zapomniał o tym, co było. W czasie ich spotkań w latach szkolnych zachowywał się jak... jak Jace Carter - dupek, cholerny Casanova, któremu każda dziewczyna pchała się do łóżka. Nawet sama Selcenta uległa jego urokowi zimnego drania i nie rozumiała, gdy ten zawsze jakimś dziwnym trafem wymigiwał się od tego, by cokolwiek między nimi zaszło. A teraz jego deklaracja otworzyła jej na wszystko oczy, przynajmniej tak się Rudej wydawało.
Wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. Słyszała wypowiadane przez niego słowa; widziała uśmiech, ten prawdziwy, szczery, którego nie dane było nigdy dostrzec innym dziewczętom, z jakimi umawiał się były Puchon. Zwykle Zwykle przywdziewał bowiem na twarzy uśmiech ironiczny, kpiący, jakby bawiły go daremne poczynania pannic, usilnie chcących utrzymać go przy sobie. Zdawała sobie sprawę z tego, że są obecnie w Dziurawym Kotle, że... Że co, tak właściwie? Ze cała uwaga, cała rozmowa toczy się tylko wokół niej, a Jace chłonie każde jej słowo, niczym gąbka? Jak w ogóle mogło do czegoś takiego dojść? Jak mogła na to pozwolić? Niemożliwe bowiem, by wygrała jej egoistyczna natura.
Zanurzyła usta w ciepłym płynie o intensywnie korzennym smaku i zapachu. Gorzki napar z ostrokrzewu przepływał przez jej przełyk, znacząc swoją drogę nieprzyjemnym śladem.
- Boże, co za gówno - szepnęła, odrywając wzrok od swojego rozmówcy i przenosząc go na Belenusa, który nadal ochoczo chłeptał dany mu przez Selcentę napój. Przynajmniej on był szczęśliwy. - No, nieważne... Mów lepiej, co u ciebie. Temat mojej osoby jest nudny jak flaki z olejem. Ty masz o wiele ciekawsze zajęcia. Już nie wspominając o tym, że jako wolny strzelec na pewno masz się czym popisać, a twoje życie towarzyskie pęka w szwach i jest bogatsze, niż wszystkich członków ENT razem wziętych - powiedziała, spoglądając na Jace'a i uśmiechając się znacząco.
Czasem lepiej robić dobrą minę do złej gry. Wszak nie sztuka być wesołym, gdy szczęście zewsząd tryska, lecz stać z pogodnym czołem, gdy ból za serce ściska.
A może Jace denerwował się, ponieważ pani Bruckheimer dane było odnaleźć szczęście u boku kogoś innego, niż on, Jace Carter? Może w tej chwili krzyczała w nim potłuczona na miliardy kawałeczków duma? Cokolwiek było przyczyną, powodem zdenerwowania i złości, wcale nie bezpodstawnego, ogólnie można było sprowadzić to do dwóch słów - Selcenta Bruckheimer. I ona nie miałaby do Jace'a żalu, gdyby powiedział, że to przez nią stracił humor. Bardzo możliwe byłoby, że doskonale by go zrozumiała.
Przygryzła wargę. W tych trzech słowach Carter zawarł wszystko, co tylko mógł, by bezpowrotnie zburzyć starannie, od sześciu lat budowany nowy świat Selcenty. Te trzy słowa zawierały w sobie tyle miłości, bólu i goryczy, że kobietę aż poraziła intensywność tych uczuć. Myślała, była pewna!, że Jace już dawno zapomniał o tym, co było. W czasie ich spotkań w latach szkolnych zachowywał się jak... jak Jace Carter - dupek, cholerny Casanova, któremu każda dziewczyna pchała się do łóżka. Nawet sama Selcenta uległa jego urokowi zimnego drania i nie rozumiała, gdy ten zawsze jakimś dziwnym trafem wymigiwał się od tego, by cokolwiek między nimi zaszło. A teraz jego deklaracja otworzyła jej na wszystko oczy, przynajmniej tak się Rudej wydawało.
Wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. Słyszała wypowiadane przez niego słowa; widziała uśmiech, ten prawdziwy, szczery, którego nie dane było nigdy dostrzec innym dziewczętom, z jakimi umawiał się były Puchon. Zwykle Zwykle przywdziewał bowiem na twarzy uśmiech ironiczny, kpiący, jakby bawiły go daremne poczynania pannic, usilnie chcących utrzymać go przy sobie. Zdawała sobie sprawę z tego, że są obecnie w Dziurawym Kotle, że... Że co, tak właściwie? Ze cała uwaga, cała rozmowa toczy się tylko wokół niej, a Jace chłonie każde jej słowo, niczym gąbka? Jak w ogóle mogło do czegoś takiego dojść? Jak mogła na to pozwolić? Niemożliwe bowiem, by wygrała jej egoistyczna natura.
Zanurzyła usta w ciepłym płynie o intensywnie korzennym smaku i zapachu. Gorzki napar z ostrokrzewu przepływał przez jej przełyk, znacząc swoją drogę nieprzyjemnym śladem.
- Boże, co za gówno - szepnęła, odrywając wzrok od swojego rozmówcy i przenosząc go na Belenusa, który nadal ochoczo chłeptał dany mu przez Selcentę napój. Przynajmniej on był szczęśliwy. - No, nieważne... Mów lepiej, co u ciebie. Temat mojej osoby jest nudny jak flaki z olejem. Ty masz o wiele ciekawsze zajęcia. Już nie wspominając o tym, że jako wolny strzelec na pewno masz się czym popisać, a twoje życie towarzyskie pęka w szwach i jest bogatsze, niż wszystkich członków ENT razem wziętych - powiedziała, spoglądając na Jace'a i uśmiechając się znacząco.
Czasem lepiej robić dobrą minę do złej gry. Wszak nie sztuka być wesołym, gdy szczęście zewsząd tryska, lecz stać z pogodnym czołem, gdy ból za serce ściska.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Czyżby tak łatwo było rozgryźć Jace'a? Czy jego talent ukrywania wszystkiego, co niewygodne, przed innym gdzieś zniknął? Stracił swoją moc? A może to po prostu Selcenta okazała się być pierwszą osobą, której w pełni udało się rozgryźć jego uczucia. Może nie tak do końca, a jednak szybko powiązała wszystkie fakty ze sobą, te maślane spojrzenia, mieszające się z gniewem, słowa mające brzmieć na fałszywe. Zazwyczaj wystarczyło rzucić krótkim hasłem "nic mi nie jest", nawet jeżeli cały świat mu się walił (chociaż to się raczej nie zdarzało). A jednak przy Selce taka wymówka by nie przeszła. Gdyby tylko Jace wiedział, że rudej udało się go rozgryźć, zapewne niezwłocznie opuściłby Dziurawy Kocioł nie chcąc, aby coś jeszcze się wydało. Chociaż... właściwie zależało mu tylko na utrzymanie w sekrecie tylko swojej słabości do Selcenty.
Jace'a za czasów szkolnych bawiło łamanie serc. Wykorzystywał każdą okazję, aby pokruszyć wrażliwe serduszka swoich koleżanek, które wzdychały do niego właściwie odkąd go poznały. Widział w tym dobrą zabawę, czerpał z niej chorą satysfakcję, która łechtała jego ego. Zaspokojenie potrzeb jego ciała, o dziwo, znajdowało się dopiero na drugim miejscu. Od czasów zakończenia edukacji w Hogwarcie wszystko się zmieniło. Zniknęła satysfakcja ze złamanych serc, zdająca się być tylko dziecinną, niedojrzałą zachcianką. Jego kontakty z płcią przeciwną nie były tak liczne jak kiedyś, a jednak nadal utrzymywał je z kilkoma osobami. Zwłaszcza... w nocy. Bo mimo, że nie zależało mu już na łamaniu serc, to potrzeby cielesne wciąż były ważne.
Jace uśmiechnął się słysząc reakcję Selcenty na napar. Przekonał się, że nie jemu jedynemu jego smak nie pasował i to było wystarczającym powodem, aby zawołać kelnera i zamówić dwie szklanki Ognistej. Nie, w żadnym razie nie planowali się upić! Ale przecież od jednego trunku w głowach im się nie poprzewraca, prawda? Zwłaszcza, że nie piją po raz pierwszy.
Kiedy kelner zapisał zamówienie, Jace znowu zapłacił zarówno za siebie jak i rudą. Wiedział, że jej się to nie spodoba i będzie na niego zła, jednak po prostu nie mógł jej pozwolić, aby nadszarpnęła swój budżet. Gdy kelner oddalił się w stronę baru, Jace zwrócił swój wzrok gu rudej.
-Hej! Wcale nie jesteś nudna!- pogroził jej palcem, udając, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku. A nie było. Jego serce szalało, jakby chciało wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej. Albo... wpaść w ręce Selcenty? To też było prawdopodobne. Jace jednak wiedział, że dla wszystkich będzie lepiej jeżeli będzie tłumił w sobie uczucia, którymi darzył rudą. Może niekoniecznie dla niego, ale przynajmniej ona będzie szczęśliwa.
No dobra, koniec tych romantyzmów, przejdźmy do rzeczy.
-No tak, moje życie jest wprost przepełnione kobietami! Szkoda tylko, że małą łuski i zioną ogniem- uśmiechnął się bezczelnie, ukradkiem spoglądając na Belenusa, który jakby nigdy nic starał się wywrócić solniczkę.
Jace'a za czasów szkolnych bawiło łamanie serc. Wykorzystywał każdą okazję, aby pokruszyć wrażliwe serduszka swoich koleżanek, które wzdychały do niego właściwie odkąd go poznały. Widział w tym dobrą zabawę, czerpał z niej chorą satysfakcję, która łechtała jego ego. Zaspokojenie potrzeb jego ciała, o dziwo, znajdowało się dopiero na drugim miejscu. Od czasów zakończenia edukacji w Hogwarcie wszystko się zmieniło. Zniknęła satysfakcja ze złamanych serc, zdająca się być tylko dziecinną, niedojrzałą zachcianką. Jego kontakty z płcią przeciwną nie były tak liczne jak kiedyś, a jednak nadal utrzymywał je z kilkoma osobami. Zwłaszcza... w nocy. Bo mimo, że nie zależało mu już na łamaniu serc, to potrzeby cielesne wciąż były ważne.
Jace uśmiechnął się słysząc reakcję Selcenty na napar. Przekonał się, że nie jemu jedynemu jego smak nie pasował i to było wystarczającym powodem, aby zawołać kelnera i zamówić dwie szklanki Ognistej. Nie, w żadnym razie nie planowali się upić! Ale przecież od jednego trunku w głowach im się nie poprzewraca, prawda? Zwłaszcza, że nie piją po raz pierwszy.
Kiedy kelner zapisał zamówienie, Jace znowu zapłacił zarówno za siebie jak i rudą. Wiedział, że jej się to nie spodoba i będzie na niego zła, jednak po prostu nie mógł jej pozwolić, aby nadszarpnęła swój budżet. Gdy kelner oddalił się w stronę baru, Jace zwrócił swój wzrok gu rudej.
-Hej! Wcale nie jesteś nudna!- pogroził jej palcem, udając, ze wszystko jest w jak najlepszym porządku. A nie było. Jego serce szalało, jakby chciało wyskoczyć z piersi i uciec jak najdalej. Albo... wpaść w ręce Selcenty? To też było prawdopodobne. Jace jednak wiedział, że dla wszystkich będzie lepiej jeżeli będzie tłumił w sobie uczucia, którymi darzył rudą. Może niekoniecznie dla niego, ale przynajmniej ona będzie szczęśliwa.
No dobra, koniec tych romantyzmów, przejdźmy do rzeczy.
-No tak, moje życie jest wprost przepełnione kobietami! Szkoda tylko, że małą łuski i zioną ogniem- uśmiechnął się bezczelnie, ukradkiem spoglądając na Belenusa, który jakby nigdy nic starał się wywrócić solniczkę.
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Gdyby u Selcenty wymówka typu „wszystko jest dobrze, nic mi nie jest” przeszła bez żadnego odzewu ze strony rudowłosej, można by być pewnym, że to z nią jest coś nie tak; że to ona ma jakieś problemy i nie kojarzy większości faktów, tak jak to zwykle robiła. Bowiem gdy rzecz tyczy się jej najbliższych, nigdy nie daje za wygraną. A Jace, jakby nie patrzeć, był bliską jej osobą, może nie tak bardzo, jakby chciał, ale jednak... I wcale nie chodziło o to, że go rozgryzła – to targające nim emocje dały o sobie znać i wyszły z mężczyzny z ogromnymi transparentami. Może, gdyby Selcenta wcześniej zamówiła sobie coś mocniejszego, nie czekając na Jace'a, to może wcale nie zwróciłaby uwagi na jego nagle zmieniony ton. Wszak wszystko to trwało tak krótko, że teraz Ruda nie była pewna, czy właściwie zinterpretowała jego słowa i dziwne zachowanie. Może wszystko sama sobie wymyśliła, chcąc by Jace za nią tęsknił, by jednak okazało się, że nadal ją kocha; że jej wyrzuty sumienia są słuszne.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nareszcie coś konkretnego, szkoda że jedynie po szklance. Selcenta zamierzała zamówić całą butelkę, gdy kelner (praca mięśni jego ramion zdawała się odrobinę wytrącać rudowłosą z równowagi...) przyniesie zamówiony przez Jace'a trunek. Zaczęła więc grzebać w torebce, w poszukiwaniu wrzuconych do niej naprędce kilkunastu galeonów.
- Och, nie patrz tak na nie, Carter – wymamrotała, widząc jego spojrzenie – Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy się za mnie płaci, a ja mam ochotę się dziś schlać jak świnia. A ty mi to utrudniasz. I obiecuję, że za to zapłacisz – dodała z uśmiechem, który mógł oznaczać wszystko, zwłaszcza dla szatyna.
Selcenta chyba przypomniała, że jest mściwa i lubi otrzymywać to, czego chce od razu, a nie czekając Merlin wie ile czasu. Wyglądało więc na to, że ktoś będzie miał teraz mały problem i na pewno nie będzie to pani Bruckheimer.
Zaśmiała się. Jace i ogniste kobiety to chyba wcale nie takie dziwne połączenie. Przynajmniej od razu było widać, że mężczyzna ma barwną przeszłość i nie do końca z niej zrezygnował, a przynajmniej jakieś przywiązanie do wyzwań zostało.
- Nie kpij, doskonale wiesz, o czym mówię. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że całkiem zrezygnowałeś ze swojego dawnego życia? – zapytała z nutką niepewności. – To by było do ciebie zupełnie niepodobne...
Gdyby okazało się, że były Puchon narzucił sobie celibat, Selcenta była gotowa się zastrzelić. Do tej pory bowiem nie wierzyła, że mężczyzna mógłby się zmienić aż tak bardzo w ciągu sześciu lat. Za najlepszy przykład miała Ethana i Ravena, którzy wciąż zachowywali się jak dzieciaki żądne przygód, niekoniecznie tych dotyczących łażenia po drzewach i poszukiwania ukrytych, wyimaginowanych skarbów. Jako, że byli jedynymi, wolnymi męskimi członkami zespołu, cała uwaga skupiała się głównie na nich, a fanki wręcz pchały im się do spodni, jak niegdyś te wszystkie dziewczęta wzdychające po nocach do Jace'a.
Prychnęła, gdy przypomniała sobie, jak po jednym z koncertów przyłapała Gabriela obściskującego się z jakąś laską. No, nie tyle ona go przyłapała, a Liwia, która następnie urządziła Aniołowi w imieniu Selcenty awanturę. Poważną, ogromną awanturę, mogącą zaważyć na dalszych losach zespołu, jak i związku Bruckheimerów. Fakt, że Ruda była na tyle wstrząśnięta widokiem swojego męża w ramionach innej kobiety, że nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa, wcale nie znaczył, iż zamierzała puścić mu to płazem. Jednak wyszło jak wyszło.
- Kelner, butelkę Ognistej – rzuciła, gdy młodzieniec mijał ich stolik. Ten, na znak, że zrozumiał, kiwnął głową, mrugając do niej znacząco.
Twarz Selcenty na nowo przyozdobił uśmiech. Miło, gdy się wie, iż nadal jest się atrakcyjną. Nawet, jeśli na palcu znajduje się ślubny pierścionek, a panieńskie nazwisko ustąpiło miejsca temu, które należy do zaślubionego mężczyzny.
Uśmiechnęła się pod nosem. Nareszcie coś konkretnego, szkoda że jedynie po szklance. Selcenta zamierzała zamówić całą butelkę, gdy kelner (praca mięśni jego ramion zdawała się odrobinę wytrącać rudowłosą z równowagi...) przyniesie zamówiony przez Jace'a trunek. Zaczęła więc grzebać w torebce, w poszukiwaniu wrzuconych do niej naprędce kilkunastu galeonów.
- Och, nie patrz tak na nie, Carter – wymamrotała, widząc jego spojrzenie – Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy się za mnie płaci, a ja mam ochotę się dziś schlać jak świnia. A ty mi to utrudniasz. I obiecuję, że za to zapłacisz – dodała z uśmiechem, który mógł oznaczać wszystko, zwłaszcza dla szatyna.
Selcenta chyba przypomniała, że jest mściwa i lubi otrzymywać to, czego chce od razu, a nie czekając Merlin wie ile czasu. Wyglądało więc na to, że ktoś będzie miał teraz mały problem i na pewno nie będzie to pani Bruckheimer.
Zaśmiała się. Jace i ogniste kobiety to chyba wcale nie takie dziwne połączenie. Przynajmniej od razu było widać, że mężczyzna ma barwną przeszłość i nie do końca z niej zrezygnował, a przynajmniej jakieś przywiązanie do wyzwań zostało.
- Nie kpij, doskonale wiesz, o czym mówię. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że całkiem zrezygnowałeś ze swojego dawnego życia? – zapytała z nutką niepewności. – To by było do ciebie zupełnie niepodobne...
Gdyby okazało się, że były Puchon narzucił sobie celibat, Selcenta była gotowa się zastrzelić. Do tej pory bowiem nie wierzyła, że mężczyzna mógłby się zmienić aż tak bardzo w ciągu sześciu lat. Za najlepszy przykład miała Ethana i Ravena, którzy wciąż zachowywali się jak dzieciaki żądne przygód, niekoniecznie tych dotyczących łażenia po drzewach i poszukiwania ukrytych, wyimaginowanych skarbów. Jako, że byli jedynymi, wolnymi męskimi członkami zespołu, cała uwaga skupiała się głównie na nich, a fanki wręcz pchały im się do spodni, jak niegdyś te wszystkie dziewczęta wzdychające po nocach do Jace'a.
Prychnęła, gdy przypomniała sobie, jak po jednym z koncertów przyłapała Gabriela obściskującego się z jakąś laską. No, nie tyle ona go przyłapała, a Liwia, która następnie urządziła Aniołowi w imieniu Selcenty awanturę. Poważną, ogromną awanturę, mogącą zaważyć na dalszych losach zespołu, jak i związku Bruckheimerów. Fakt, że Ruda była na tyle wstrząśnięta widokiem swojego męża w ramionach innej kobiety, że nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa, wcale nie znaczył, iż zamierzała puścić mu to płazem. Jednak wyszło jak wyszło.
- Kelner, butelkę Ognistej – rzuciła, gdy młodzieniec mijał ich stolik. Ten, na znak, że zrozumiał, kiwnął głową, mrugając do niej znacząco.
Twarz Selcenty na nowo przyozdobił uśmiech. Miło, gdy się wie, iż nadal jest się atrakcyjną. Nawet, jeśli na palcu znajduje się ślubny pierścionek, a panieńskie nazwisko ustąpiło miejsca temu, które należy do zaślubionego mężczyzny.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Och, Jace zapłaci, o to nie ma co się martwić. Tyle, że nie w taki sposób i nie za to, co Selka chciała. Miał ponieść karę za wyręczanie jej w wydatkach a zamiast tego planował znów sobie nagrabić i z perfidnym uśmiechem rzucił zapłatę w stronę kelnera, któremu z trudem udało się złapać monety.
-Ustalmy, że ty mnie zaprosiłaś a ja, w ramach podziękowania, za wszystko zapłacę- jego uśmiech był wręcz bezczelny. Z jaką łatwością przychodziło mu udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku kiedy już zmienili temat. Gdyby nadal ciągnęli ten o zazdrości, chociaż niewiele było w nim powiedziane, zapewne zachowanie Jace'a byłoby zupełnie inne i nie mógłby zapanować nad swoimi uczuciami. Nie, nie rzuciłby się na Selcentę, w żadnym razie, jednak mogłoby paść parę słów, których mógłby potem żałować.
-W takim razie pozwól, ze schlam się z tobą- przyłożył szklankę z Ognistą do ust, by następnie przelać z niej alkohol do swoich ust. Mimowolnie przymknął oczy czując ciepło, wywołane pieczeniem w gardle, rozchodzące się po jego ciele. Było zupełnie inne niż to wywołane naparem z Ostrokrzewu.
Na smoka praktycznie nikt nie zwracał uwagi. Czasami Jace spojrzał na niego ukradkiem chcąc upewnić się, że z gadem wszystko w porządku. Ten jednak miał się dobrze. Po nieudanej próbie wywrócenia solniczki postanowił z powrotem skupić się na naprze, który tak bardzo zniesmaczył jego opiekuna oraz rudą. A kiedy w naczyniu ukazało się dno, zadowolony położył się na chusteczkach. Jedynie od czasu do czasu przechodzące czarownice wskazywały ukradkiem na gada, zachwycając się nim niczym mugolki szczeniakami. A może jednak wskazywały na Jace'a? Kto je tam wie.
-Nie do końca- odparł zgodnie z prawdą. Nie było sensu okłamywać Selcentę i wmawiać jej, że nagle postanowił zrobić sobie post.-Ale od czasów szkoły dużo się zmieniło.
Na chwilę wzrokiem uciekł w stronę szklanki. Zastanawiał się, czy Liwka może opowiadała rudej o ich spotkaniach. W prawdzie nie zaszło między nimi nic poważnego pomijając kilka całkiem upojnych nocy, kiedy to Jace nie mogąc oprzeć się pół-wili zapewnił sąsiadom na osiedlu całą nocną rozrywkę. Czy raczej, zważywszy na to, ze Liwia gra w zespole- koncert.
Gdyby tylko Jace znajdował się w pobliżu zaistniałej sytuacji, wywołanej głupotą Gabriela, albo chociaż dowiedział się w przeciągu dwudziestu czterech godzin, pan Bruckheimer nie mógłby czuć się bezpiecznie. Jace, mając na uwadze szczęście Selki, widząc jak Gabriel ją rani, na pewno nie powstrzymałby się od rękoczynów. Jace zazwyczaj potrafił się kontrolować, jednak nie miał pewności czy w takiej sytuacji potrafiłby się powstrzymać.
-Ustalmy, że ty mnie zaprosiłaś a ja, w ramach podziękowania, za wszystko zapłacę- jego uśmiech był wręcz bezczelny. Z jaką łatwością przychodziło mu udawanie, że wszystko jest w najlepszym porządku kiedy już zmienili temat. Gdyby nadal ciągnęli ten o zazdrości, chociaż niewiele było w nim powiedziane, zapewne zachowanie Jace'a byłoby zupełnie inne i nie mógłby zapanować nad swoimi uczuciami. Nie, nie rzuciłby się na Selcentę, w żadnym razie, jednak mogłoby paść parę słów, których mógłby potem żałować.
-W takim razie pozwól, ze schlam się z tobą- przyłożył szklankę z Ognistą do ust, by następnie przelać z niej alkohol do swoich ust. Mimowolnie przymknął oczy czując ciepło, wywołane pieczeniem w gardle, rozchodzące się po jego ciele. Było zupełnie inne niż to wywołane naparem z Ostrokrzewu.
Na smoka praktycznie nikt nie zwracał uwagi. Czasami Jace spojrzał na niego ukradkiem chcąc upewnić się, że z gadem wszystko w porządku. Ten jednak miał się dobrze. Po nieudanej próbie wywrócenia solniczki postanowił z powrotem skupić się na naprze, który tak bardzo zniesmaczył jego opiekuna oraz rudą. A kiedy w naczyniu ukazało się dno, zadowolony położył się na chusteczkach. Jedynie od czasu do czasu przechodzące czarownice wskazywały ukradkiem na gada, zachwycając się nim niczym mugolki szczeniakami. A może jednak wskazywały na Jace'a? Kto je tam wie.
-Nie do końca- odparł zgodnie z prawdą. Nie było sensu okłamywać Selcentę i wmawiać jej, że nagle postanowił zrobić sobie post.-Ale od czasów szkoły dużo się zmieniło.
Na chwilę wzrokiem uciekł w stronę szklanki. Zastanawiał się, czy Liwka może opowiadała rudej o ich spotkaniach. W prawdzie nie zaszło między nimi nic poważnego pomijając kilka całkiem upojnych nocy, kiedy to Jace nie mogąc oprzeć się pół-wili zapewnił sąsiadom na osiedlu całą nocną rozrywkę. Czy raczej, zważywszy na to, ze Liwia gra w zespole- koncert.
Gdyby tylko Jace znajdował się w pobliżu zaistniałej sytuacji, wywołanej głupotą Gabriela, albo chociaż dowiedział się w przeciągu dwudziestu czterech godzin, pan Bruckheimer nie mógłby czuć się bezpiecznie. Jace, mając na uwadze szczęście Selki, widząc jak Gabriel ją rani, na pewno nie powstrzymałby się od rękoczynów. Jace zazwyczaj potrafił się kontrolować, jednak nie miał pewności czy w takiej sytuacji potrafiłby się powstrzymać.
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Jace grabił sobie z każą chwilą. Jeszcze trochę, a Selcenta byłaby w stanie zacząć wypominać mu, że przyszedł spóźniony na ich spotkanie, pomimo iż wcześniej obiecała sobie, że nawet o tym nie wspomni. Jednak okoliczności coraz mniej sprzyjały szczęściu Cartera, chociaż gdyby patrzeć na to, że po kilku głębszych rudowłosa robi się trochę milsza i jej pierwotne potrzeby od razu dają o sobie znać, szczególnie w towarzystwie przystojnego młodzieńca, los mógł się do niego jak najbardziej uśmiechać.
Zła i udająca obrażoną pani Bruckheimer wypiła całą szklankę Ognistej Whiskey, po czym postawiła ją zbyt głośno na blacie stołu. Zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, któremu nie dane było otrzymać tego, co sobie zażyczyło, lecz raczej nie przywykła do tego, iż ktoś sprzeciwia się jej wolim nie wspominając już o tym, iż w ogromne zakłopotanie wprawiało ją, gdy ktoś za nią płacił. O tym jednak nawet nie chciała Jace'owi mówić, ponieważ zapewne wcale by jej nie zrozumiał. Więcej! Selcenta była pewna, iż Carter zacząłby robić jej na złość jeszcze bardziej i za każdym razem, gdy by się spotykali, płacił za wszystko.
- A gdybyś to ty mnie zaprosił?... – zapytała, licząc że odpowiedź Jace'a poprawi jej humor. Łudziła się, że gdyby to on zaproponował spotkanie, ona mogłaby w spokoju wydawać na siebie swoje pieniądze.
A czy to nie działa tak, iż niewypowiedziane słowa bolą najbardziej? Wówczas każdy może dopowiedzieć sobie, co tylko chce, z czego nieraz wynikają tak straszliwe zawiłe historie, że lepiej nie myśleć, co by się stało i do czego doszło, gdyby myśli byłego Puchona nie zostały zepchnięte na odpowiedni tor.
W momencie gdy kelner postawił na ich stoliku zamówioną butelkę Ognistej, Selcenta otworzyła ją czym prędzej, zapełniając puste już szklanki. Miała nadzieję, że Jace ma mocną głowę i będzie w stanie odprowadzić ja w jakieś bezpieczne miejsce, nieważne, gdzie by się ono znajdowało. Czy to w mieszkaniu Cartera, czy chociażby w Świętym Mungu na wydziale zatruć eliksiralnych, bowiem jakby nie patrzeć, ten najmocniejszy w magicznym świecie alkohol można było zaliczyć do wyrafinowanych eliksirów.
- Czyli? Bo nie jestem pewna, czy mi całkiem ulżyło...
Nawet jeśli Liwka opowiadała jej o swoich miłosnych podbojach, zwykle używała ogólników, raczej nie przywiązując większej wagi do towarzyszy nocnych przygód. A może o Jace'ie nie mówiła jej wcale, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, że Selcenta nigdy nie miała dostatecznego szczęścia, by uwieść młodego Cartera i tym samym nie chciała robić jej przykrości? Tak czy siak kiedyś, w czasach szkolnych, Villain rozpętałaby Liwii piekło z tego, na pozór, błahego powodu. A jak by się zachowała Bruckheimer? Tego nie wiedziała nawet ona sama. Na pewno żywiłaby do przyjaciółki urazę, gdyby dotarła do niej wiadomość, że Daffodil i Carter mieli okazję przeżyć kilka upojnych nocy, lecz czy byłaby ona na tyle duża, iż Selcenta obraziłaby się śmiertelnie na byłą Gryfonkę?
Serwetki chyba nieoczekiwanie zaczęły denerwować Belenusa, ponieważ smok wiercił się na nich okropnie, by po pewnym czasie zacząć je przypalać. Rudowłosa odgoniła od nich gada, gasząc je wodą z dzbanka, w którym znajdowały się niekoniecznie pełne życia i kolorów kwiatki. Pierwotnie zapewne miały umilić gościom Dziurawego Kotła pobyt w barze, lecz obsługa chyba o nich zapomniała. Nalała zatem do pustej miseczki resztkę naparu z ostrokrzewu, z czego smok był niezwykle zadowolony i od razu zaczął opróżniać pojemniczek. Selcenta zrobiła to samo ze swoja szklanką. Zaraz jednak napełniła ją ponownie.
Rumieńce, jakie wykwitły na jej twarzy, świadczyły o tym, że alkohol powoli zaczyna działać.
Zła i udająca obrażoną pani Bruckheimer wypiła całą szklankę Ognistej Whiskey, po czym postawiła ją zbyt głośno na blacie stołu. Zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, któremu nie dane było otrzymać tego, co sobie zażyczyło, lecz raczej nie przywykła do tego, iż ktoś sprzeciwia się jej wolim nie wspominając już o tym, iż w ogromne zakłopotanie wprawiało ją, gdy ktoś za nią płacił. O tym jednak nawet nie chciała Jace'owi mówić, ponieważ zapewne wcale by jej nie zrozumiał. Więcej! Selcenta była pewna, iż Carter zacząłby robić jej na złość jeszcze bardziej i za każdym razem, gdy by się spotykali, płacił za wszystko.
- A gdybyś to ty mnie zaprosił?... – zapytała, licząc że odpowiedź Jace'a poprawi jej humor. Łudziła się, że gdyby to on zaproponował spotkanie, ona mogłaby w spokoju wydawać na siebie swoje pieniądze.
A czy to nie działa tak, iż niewypowiedziane słowa bolą najbardziej? Wówczas każdy może dopowiedzieć sobie, co tylko chce, z czego nieraz wynikają tak straszliwe zawiłe historie, że lepiej nie myśleć, co by się stało i do czego doszło, gdyby myśli byłego Puchona nie zostały zepchnięte na odpowiedni tor.
W momencie gdy kelner postawił na ich stoliku zamówioną butelkę Ognistej, Selcenta otworzyła ją czym prędzej, zapełniając puste już szklanki. Miała nadzieję, że Jace ma mocną głowę i będzie w stanie odprowadzić ja w jakieś bezpieczne miejsce, nieważne, gdzie by się ono znajdowało. Czy to w mieszkaniu Cartera, czy chociażby w Świętym Mungu na wydziale zatruć eliksiralnych, bowiem jakby nie patrzeć, ten najmocniejszy w magicznym świecie alkohol można było zaliczyć do wyrafinowanych eliksirów.
- Czyli? Bo nie jestem pewna, czy mi całkiem ulżyło...
Nawet jeśli Liwka opowiadała jej o swoich miłosnych podbojach, zwykle używała ogólników, raczej nie przywiązując większej wagi do towarzyszy nocnych przygód. A może o Jace'ie nie mówiła jej wcale, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, że Selcenta nigdy nie miała dostatecznego szczęścia, by uwieść młodego Cartera i tym samym nie chciała robić jej przykrości? Tak czy siak kiedyś, w czasach szkolnych, Villain rozpętałaby Liwii piekło z tego, na pozór, błahego powodu. A jak by się zachowała Bruckheimer? Tego nie wiedziała nawet ona sama. Na pewno żywiłaby do przyjaciółki urazę, gdyby dotarła do niej wiadomość, że Daffodil i Carter mieli okazję przeżyć kilka upojnych nocy, lecz czy byłaby ona na tyle duża, iż Selcenta obraziłaby się śmiertelnie na byłą Gryfonkę?
Serwetki chyba nieoczekiwanie zaczęły denerwować Belenusa, ponieważ smok wiercił się na nich okropnie, by po pewnym czasie zacząć je przypalać. Rudowłosa odgoniła od nich gada, gasząc je wodą z dzbanka, w którym znajdowały się niekoniecznie pełne życia i kolorów kwiatki. Pierwotnie zapewne miały umilić gościom Dziurawego Kotła pobyt w barze, lecz obsługa chyba o nich zapomniała. Nalała zatem do pustej miseczki resztkę naparu z ostrokrzewu, z czego smok był niezwykle zadowolony i od razu zaczął opróżniać pojemniczek. Selcenta zrobiła to samo ze swoja szklanką. Zaraz jednak napełniła ją ponownie.
Rumieńce, jakie wykwitły na jej twarzy, świadczyły o tym, że alkohol powoli zaczyna działać.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Przyznajmy sobie szczerze- Jace i ruda zaczęli pić, a jak powszechnie wiadomo, alkohol dość dziwnie wpływał na młode umysły. I to właśnie z tego powodu nie ma już najmniejszego sensu rozpisywać się, gdyż po tak dość sporej (bo nie mówmy, że nie!) dawce Ognistej ich myśli nie wykraczały poza ten stolik. Nawet poczynania Belenusa powoli przestawały mieć znaczenie. Ostatnią rzeczą związaną ze smokiem, jaką Jace zapamiętał to podpalanie chusteczek a następnie ponowne napełnienie miseczki naparem z Ostrokrzewu. Na myśl o tym obrzydlistwie chłopakiem aż wstrząsnęło.
Jace mimo alkoholu starał się wciąż zachować trzeźwość umysłu. Przechwycił Belenusa gdy ten wzbił się w powietrze z zamiarem, zapewne, zajęcia miejsca przy najbliższej świecy w żyrandolu. Gdyby tak zrobił, Carter mógłby potem mieć spore problemy ze zdjęciem go z powrotem na dół, więc wolał "wrzucić" go do kieszeni, by gad mógł tam spokojnie odpocząć.
-Zapewne skończyłoby się tak samo- wzruszył beztrosko ramionami, wsuwając dłoń do kieszeni w której urzędował smok. Palcem gładził po grzbiecie gada, chcąc go tym gestem uspokoić. Belenus, niepocieszony z tej nagłej zmiany miejsca, postanowił potraktować swojego opiekuna niewielkim językiem ognia. Wystarczyło, aby raz liznął nim palcem Jace, aby ten z cichym sykiem cofnął rękę, mamrocząc coś pod nosem.
-Tego, kto wymyślił bezstresowe wychowywanie smoków, powinno się potraktować Cruciatusem- odparł z cichym westchnieniem, przykładając oparzoną dłoń do szklanki. Była tylko o parę stopni zimniejsza od jego dłoni, jednak pomogło. A gdy ból ustąpił Jace przeniósł spojrzenie na Selcentę. Dopiero teraz, gdy Ognista uspokoiła jego myśli, spostrzegł jak bardzo się zmieniła. Od zawsze była wyjątkowo piękna. Nie, to zdecydowanie za mało powiedziane. Przewyższała swoją urodą wszystkie, ale to wszystkie uczennice Hogwartu, z wilami na czele (nie wspominając już o żałośnie farbowanych rudzielcach). Zawsze było w niej coś, co sprawiało, ze wyglądała idealnie nawet zaraz po przebudzeniu się, gdy każdy rudy kosmyk odstawał w inną stronę. Tego Jace zazdrościł Gabrielowi najbardziej- możliwości oglądania śpiącej Selcenty z niecierpliwością oczekując, aż jej powieki uniosą się ukazując zniewalające oczy.
Ciekawe, czy Gabriel doceniał to, co los mu podarował? Chyba nie, skoro ruda siedziała teraz w Dziurawym Kotle ze swoim niedoszłym kochankiem, bez umiaru sącząc Ognistą. No cóż, strata Anioła!
Jace, słysząc kolejne pytanie Selcenty odchrząknął. Czyżby pierwszy raz w życiu poczuł się zakłopotany?
-Wiesz, czasem ktoś się trafi, ale raczej nic poważniejszego- znowu odchrząknął. Chcąc udać, że to wina suchego powietrza w pubie, napił się Ognistej w celu "zwilżenia gardła". Słabo Carter, oj słabo!
Jace mimo alkoholu starał się wciąż zachować trzeźwość umysłu. Przechwycił Belenusa gdy ten wzbił się w powietrze z zamiarem, zapewne, zajęcia miejsca przy najbliższej świecy w żyrandolu. Gdyby tak zrobił, Carter mógłby potem mieć spore problemy ze zdjęciem go z powrotem na dół, więc wolał "wrzucić" go do kieszeni, by gad mógł tam spokojnie odpocząć.
-Zapewne skończyłoby się tak samo- wzruszył beztrosko ramionami, wsuwając dłoń do kieszeni w której urzędował smok. Palcem gładził po grzbiecie gada, chcąc go tym gestem uspokoić. Belenus, niepocieszony z tej nagłej zmiany miejsca, postanowił potraktować swojego opiekuna niewielkim językiem ognia. Wystarczyło, aby raz liznął nim palcem Jace, aby ten z cichym sykiem cofnął rękę, mamrocząc coś pod nosem.
-Tego, kto wymyślił bezstresowe wychowywanie smoków, powinno się potraktować Cruciatusem- odparł z cichym westchnieniem, przykładając oparzoną dłoń do szklanki. Była tylko o parę stopni zimniejsza od jego dłoni, jednak pomogło. A gdy ból ustąpił Jace przeniósł spojrzenie na Selcentę. Dopiero teraz, gdy Ognista uspokoiła jego myśli, spostrzegł jak bardzo się zmieniła. Od zawsze była wyjątkowo piękna. Nie, to zdecydowanie za mało powiedziane. Przewyższała swoją urodą wszystkie, ale to wszystkie uczennice Hogwartu, z wilami na czele (nie wspominając już o żałośnie farbowanych rudzielcach). Zawsze było w niej coś, co sprawiało, ze wyglądała idealnie nawet zaraz po przebudzeniu się, gdy każdy rudy kosmyk odstawał w inną stronę. Tego Jace zazdrościł Gabrielowi najbardziej- możliwości oglądania śpiącej Selcenty z niecierpliwością oczekując, aż jej powieki uniosą się ukazując zniewalające oczy.
Ciekawe, czy Gabriel doceniał to, co los mu podarował? Chyba nie, skoro ruda siedziała teraz w Dziurawym Kotle ze swoim niedoszłym kochankiem, bez umiaru sącząc Ognistą. No cóż, strata Anioła!
Jace, słysząc kolejne pytanie Selcenty odchrząknął. Czyżby pierwszy raz w życiu poczuł się zakłopotany?
-Wiesz, czasem ktoś się trafi, ale raczej nic poważniejszego- znowu odchrząknął. Chcąc udać, że to wina suchego powietrza w pubie, napił się Ognistej w celu "zwilżenia gardła". Słabo Carter, oj słabo!
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Ognista Whiskey lałaby się hektolitrami, gdyby Jace dał Selcencie możliwość wydania w Dziurawym Kotle choćby złamanego knuta, lecz na chwilę obecną musieli zadowolić się jedną butelką, którą zakupił Carter. W sumie nie szło im wcale źle, ponieważ dość proste, szklane naczynie, które zazwyczaj wypełniał alkohol aktualnie stało do połowy puste. Ruda miała nadzieję, że gdy Jace'owi zacznie w głowie bardziej szumieć, nie będzie miało dla niego znaczenia, kto stawia kolejne kolejki. Chwyciła za szyjkę butelki i pociągnęła z niej kilka porządnych łyków. Nie chciało jej się bawić w zbędne uprzejmości i zachowywać zasady dobrego wychowania. W pubie i tak większość klientów była albo zbyt zajęta rozmową, albo zbyt zajęta wlewaniem w siebie kolejnych porcji napojów wyskokowych i oglądaniem kolejnych pustych denek. Nikt nie zwracał większej uwagi na dwójkę młodych ludzi. Jedynie czasami zdarzyło się, że ktoś podszedł do Selcenty prosząc o autograf. Ona z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust dawała wówczas jeszcze radę złożyć na skrawku serwetki swój podpis.
- Nigdy ci tego nie daruję, możesz być tego pewny. Ale... Skoro dziś jesteś tak hojny, jestem w stanie trochę ci odpuścić, jeżeli nadwyrężysz jeszcze swoje wydatki i kupisz kolejne dwie butelki. – Selka także beztrosko wzruszyła ramionami, aczkolwiek w jej geście było więcej bezczelności, niż owej beztroski, szczerej radości czy chociaż obojętności.
Pokręciła głową z niemałym rozbawieniem. Wyglądało na to, że Jace ma z Belenusem tyle samo problemów, co ona z Dżedajem. Widmokot był wyjątkowo upierdliwym stworzeniem. W dodatku całkiem gadatliwym i niemiłosiernie wrednym. Gdy tylko zaczynało mu się nudzić, od razu postanawiał brać swoją panią na litość marudząc i nie przestając jej dręczyć swoją osobą, dopóki Selcenta nie spełniła jego żądań. Mały, cholerny, futrzaty i niematerialny terrorysta! Rudowłosa podejrzewała, że za tym wszystkim stał Raven, który podarował jej zwierzaka. Ale przecież po Gryfonach można się spodziewać wszystkiego.
- To by niewiele zmieniło, a zapewne jeszcze bardziej poprzestawiałoby im w głowach.
Wiadomo chyba wszystkim, że damska torebka potrafi pomieścić absolutnie wszystko, zwłaszcza gdy jest rzucony na nią czar powiększający objętość. No, a przynajmniej zawsze wszystko można w niej znaleźć, co mężczyznom zwykle wydaje się niepojęte. Dlatego też nic dziwnego, że po chwilowym grzebaniu w czeluściach swojej torebuni, Selcenta wyciągnęła z niej niewielki pojemniczek. Odkręciła wieczko i nabrała na palec odrobinę turkusowej maści. Wyciągnęła rękę i ujęła dłoń Jace'a. Przyjrzała się jej dokładnie, szukając miejsca, w którym został poparzony przez smoka. Ciężko było jednak stwierdzić, która rana jest najświeższa, ponieważ dłonie chłopaka były w kilku miejscach poznaczone bliznami. Postanowiła zatem zaufać swojej intuicji i wsmarowała maść w najbardziej czerwone znamię. Gdy jednak Carter pokręcił głową w przeczącym geście, Ruda wiedziała, jak zaradzić na ból, który nadal nie ustawał. Wstała, pochylając się nad stołem, po czym złapała Jace'a za bluzkę i przyciągając go lekko ku sobie, pocałowała. Aksamit jej ust złączył się z wargami Cartera, zostawiając na nich krwistoczerwony ślad szminki. Usiadła ponownie naprzeciwko niego, zupełnie niespeszona. Wyglądało na to, że Ognista zaczynała panować nad zachowaniem Selcenty.
Doceniał, oczywiście, że doceniał. Młoda pani Bruckheimer przynajmniej próbowała sobie to wmawiać każdego dnia, gdy zachowanie Gabriela sprawiało jej przykrość. A takich sytuacji zdawało się być coraz więcej.
- Oj, Jace, Jace... Bo zacznę się o ciebie martwić. To już najwyższy czas na ustatkowanie się – powiedziała poważnym tonem, lecz w kącikach ust nadal błąkał się uśmiech (pytanie czy wywołany alkoholem czy może spontanicznym zachowaniem byłej Ślizgonki?). – A tobie tylko smoki w głowie i uwodzenie kolejnych niewinnych dziewcząt oraz łamanie im ich biednych, kruchych serduszek. I wiesz co to znaczy? Że się wcale nie zmieniłeś! Nie mów zatem więcej takich strasznych rzeczy, bo jestem w stanie jeszcze w nie uwierzyć – dodała urażonym tonem, ponownie upijając solidny łyk Ognistej. – Co za okropność!
Nie wyglądało jednak wcale na to, by tak bardzo nie smakowała jej Whiskey. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, oczy lśniły niezdrowym blaskiem, a górne guziki koszuli tak jakoś same nieoczekiwanie się rozpięły ukazując zbyt dużo ciała, niż by to wypadało mężatce i osobie publicznej.
- Nigdy ci tego nie daruję, możesz być tego pewny. Ale... Skoro dziś jesteś tak hojny, jestem w stanie trochę ci odpuścić, jeżeli nadwyrężysz jeszcze swoje wydatki i kupisz kolejne dwie butelki. – Selka także beztrosko wzruszyła ramionami, aczkolwiek w jej geście było więcej bezczelności, niż owej beztroski, szczerej radości czy chociaż obojętności.
Pokręciła głową z niemałym rozbawieniem. Wyglądało na to, że Jace ma z Belenusem tyle samo problemów, co ona z Dżedajem. Widmokot był wyjątkowo upierdliwym stworzeniem. W dodatku całkiem gadatliwym i niemiłosiernie wrednym. Gdy tylko zaczynało mu się nudzić, od razu postanawiał brać swoją panią na litość marudząc i nie przestając jej dręczyć swoją osobą, dopóki Selcenta nie spełniła jego żądań. Mały, cholerny, futrzaty i niematerialny terrorysta! Rudowłosa podejrzewała, że za tym wszystkim stał Raven, który podarował jej zwierzaka. Ale przecież po Gryfonach można się spodziewać wszystkiego.
- To by niewiele zmieniło, a zapewne jeszcze bardziej poprzestawiałoby im w głowach.
Wiadomo chyba wszystkim, że damska torebka potrafi pomieścić absolutnie wszystko, zwłaszcza gdy jest rzucony na nią czar powiększający objętość. No, a przynajmniej zawsze wszystko można w niej znaleźć, co mężczyznom zwykle wydaje się niepojęte. Dlatego też nic dziwnego, że po chwilowym grzebaniu w czeluściach swojej torebuni, Selcenta wyciągnęła z niej niewielki pojemniczek. Odkręciła wieczko i nabrała na palec odrobinę turkusowej maści. Wyciągnęła rękę i ujęła dłoń Jace'a. Przyjrzała się jej dokładnie, szukając miejsca, w którym został poparzony przez smoka. Ciężko było jednak stwierdzić, która rana jest najświeższa, ponieważ dłonie chłopaka były w kilku miejscach poznaczone bliznami. Postanowiła zatem zaufać swojej intuicji i wsmarowała maść w najbardziej czerwone znamię. Gdy jednak Carter pokręcił głową w przeczącym geście, Ruda wiedziała, jak zaradzić na ból, który nadal nie ustawał. Wstała, pochylając się nad stołem, po czym złapała Jace'a za bluzkę i przyciągając go lekko ku sobie, pocałowała. Aksamit jej ust złączył się z wargami Cartera, zostawiając na nich krwistoczerwony ślad szminki. Usiadła ponownie naprzeciwko niego, zupełnie niespeszona. Wyglądało na to, że Ognista zaczynała panować nad zachowaniem Selcenty.
Doceniał, oczywiście, że doceniał. Młoda pani Bruckheimer przynajmniej próbowała sobie to wmawiać każdego dnia, gdy zachowanie Gabriela sprawiało jej przykrość. A takich sytuacji zdawało się być coraz więcej.
- Oj, Jace, Jace... Bo zacznę się o ciebie martwić. To już najwyższy czas na ustatkowanie się – powiedziała poważnym tonem, lecz w kącikach ust nadal błąkał się uśmiech (pytanie czy wywołany alkoholem czy może spontanicznym zachowaniem byłej Ślizgonki?). – A tobie tylko smoki w głowie i uwodzenie kolejnych niewinnych dziewcząt oraz łamanie im ich biednych, kruchych serduszek. I wiesz co to znaczy? Że się wcale nie zmieniłeś! Nie mów zatem więcej takich strasznych rzeczy, bo jestem w stanie jeszcze w nie uwierzyć – dodała urażonym tonem, ponownie upijając solidny łyk Ognistej. – Co za okropność!
Nie wyglądało jednak wcale na to, by tak bardzo nie smakowała jej Whiskey. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, oczy lśniły niezdrowym blaskiem, a górne guziki koszuli tak jakoś same nieoczekiwanie się rozpięły ukazując zbyt dużo ciała, niż by to wypadało mężatce i osobie publicznej.
Selcenta Bruckheimer- Liczba postów : 31
Wiek : 38
Czystość krwi : czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Re: Dziurawy Kocioł
Tego było już za wiele! Jace robił wszystko, dosłownie wszystko byleby oprzeć się urokowi Selcenty, a ta, jak na złość, utrudniała mu to. I to w jaki sposób! Nie to, żeby Carterowi pocałunek się nie podobał, jednak mimo dużej ilości Ognistej nadal miał w sobie na tyle dużo rozsądku, by dopilnować aby nie z jego winy nie doszło do żadnej zdrady małżeńskiej.
Chociaż, patrząc na te urocze rumieńce na policzkach Selcenty...
Na brodę Merlina, Jace! Wyrzuć te myśli jak najszybciej ze swojej głowy albo Gabriel dobierze ci się do skóry! Chyba, że się nie dowie...
Chłopak gwałtownie pokręcił głową, co w zaistniałej sytuacji wyglądało żałośnie. W końcu nikt nie słyszał jego durnych myśli. I CAŁE SZCZĘŚCIE. Gdyby tylko ruda dowiedziała się, jakie wizje zdążyły zawitać w jego głowie przez ten wieczór, najprawdopodobniej oburzona opuściłaby lokal, wcześniejszy wylać resztkę naparu na głowę Cartera. Nie nie, to nie były sprośne myśli. Może jedna, czy dwie, ale tak niewinne, że nawet zakonnice by się ich nie powstydziły. Jace za bardzo szanował rudą by móc patrzeć jej w oczy i jednocześnie wyobrażać sobie... te drugie, znajdujące się nieco niżej.
-Jesteś okropna!- odparł, niczym małe, obrażone dziecko, jednocześnie lekceważącym machnięciem "wołając" kelnera. Młodzieniec wręcz przybiegł do stolika, z szerokim uśmiechem przyklejonym to szczupłej, podłużnej twarzy. Ciągle gapił się na Selcentę, co wcale, ale to wcale nie podobało się Carterowi. Nie ważne, czy był pijany, czy trzeźwy- kiedy ruda znajdowała się w jego towarzystwie, chciał ograniczyć jej kontakty z innymi przedstawicielami płci brzydkiej do minimum. Odchrząknął znacząco.
-Zamiast ślinić się na widok mojej towarzyszki przydaj się i skocz po dwie butelki Ognistej- prawie że warknął, wręczając zmieszanemu kelnerowi należną sumę. Odszedł z powrotem do baru, mrucząc coś pod nosem niezadowolony. Ha! Carterowi od razu poprawił się humor. Znowu wlepił zamglone, jakby nieobecne spojrzenie w Selcentę, chociaż nie tak natarczywe jak inni znajdujący się w Dziurawym Kotle.
-Nieprawda- pokręcił głową.-Te gady zabierają tyle czasu, że nie mam czasu bawić się w łamanie serc.
I wcale nie kłamał. Opieka nad smokami wymagała wiele czasu, a gdy Jace przestał uganiać się za płcią piękną, o dziwo znalazł go bardzo dużo. I bardzo dobrze, bo te koszmarne gady okazały się być lepszymi towarzyszami niż niektóre dziewczyny, z którymi Jace miał kiedyś do czynienia. Smoki jednak miały dwie wady- po pierwsze, nie można było ich zaprosić do siebie na noc. Po drugie- nie były Selcentą.
Jace nieco zmieszany swoimi myślami zaczął rozglądać się dookoła. Im więcej pił, tym bardziej nie podobał mu się tłum, który w między czasie wypełnił Dziurawy Kocioł. Gdy tylko na stoliku znalazły się dwie butelki Ognistej, porwał je w ręce i z niemałym hałasem wstał, uśmiechając się do rudej.
-A teraz wstawaj, moja droga. Idziemy do mnie- to nie była prośba czy nawet propozycja. To był wręcz rozkaz!
I nagle Jace pomyślał o pocałunku, którego doświadczył kilka minut temu. Rumieniec znowu wpłynął na jego policzki. A potem wyszedł z Selcentą.
Chociaż, patrząc na te urocze rumieńce na policzkach Selcenty...
Na brodę Merlina, Jace! Wyrzuć te myśli jak najszybciej ze swojej głowy albo Gabriel dobierze ci się do skóry! Chyba, że się nie dowie...
Chłopak gwałtownie pokręcił głową, co w zaistniałej sytuacji wyglądało żałośnie. W końcu nikt nie słyszał jego durnych myśli. I CAŁE SZCZĘŚCIE. Gdyby tylko ruda dowiedziała się, jakie wizje zdążyły zawitać w jego głowie przez ten wieczór, najprawdopodobniej oburzona opuściłaby lokal, wcześniejszy wylać resztkę naparu na głowę Cartera. Nie nie, to nie były sprośne myśli. Może jedna, czy dwie, ale tak niewinne, że nawet zakonnice by się ich nie powstydziły. Jace za bardzo szanował rudą by móc patrzeć jej w oczy i jednocześnie wyobrażać sobie... te drugie, znajdujące się nieco niżej.
-Jesteś okropna!- odparł, niczym małe, obrażone dziecko, jednocześnie lekceważącym machnięciem "wołając" kelnera. Młodzieniec wręcz przybiegł do stolika, z szerokim uśmiechem przyklejonym to szczupłej, podłużnej twarzy. Ciągle gapił się na Selcentę, co wcale, ale to wcale nie podobało się Carterowi. Nie ważne, czy był pijany, czy trzeźwy- kiedy ruda znajdowała się w jego towarzystwie, chciał ograniczyć jej kontakty z innymi przedstawicielami płci brzydkiej do minimum. Odchrząknął znacząco.
-Zamiast ślinić się na widok mojej towarzyszki przydaj się i skocz po dwie butelki Ognistej- prawie że warknął, wręczając zmieszanemu kelnerowi należną sumę. Odszedł z powrotem do baru, mrucząc coś pod nosem niezadowolony. Ha! Carterowi od razu poprawił się humor. Znowu wlepił zamglone, jakby nieobecne spojrzenie w Selcentę, chociaż nie tak natarczywe jak inni znajdujący się w Dziurawym Kotle.
-Nieprawda- pokręcił głową.-Te gady zabierają tyle czasu, że nie mam czasu bawić się w łamanie serc.
I wcale nie kłamał. Opieka nad smokami wymagała wiele czasu, a gdy Jace przestał uganiać się za płcią piękną, o dziwo znalazł go bardzo dużo. I bardzo dobrze, bo te koszmarne gady okazały się być lepszymi towarzyszami niż niektóre dziewczyny, z którymi Jace miał kiedyś do czynienia. Smoki jednak miały dwie wady- po pierwsze, nie można było ich zaprosić do siebie na noc. Po drugie- nie były Selcentą.
Jace nieco zmieszany swoimi myślami zaczął rozglądać się dookoła. Im więcej pił, tym bardziej nie podobał mu się tłum, który w między czasie wypełnił Dziurawy Kocioł. Gdy tylko na stoliku znalazły się dwie butelki Ognistej, porwał je w ręce i z niemałym hałasem wstał, uśmiechając się do rudej.
-A teraz wstawaj, moja droga. Idziemy do mnie- to nie była prośba czy nawet propozycja. To był wręcz rozkaz!
I nagle Jace pomyślał o pocałunku, którego doświadczył kilka minut temu. Rumieniec znowu wpłynął na jego policzki. A potem wyszedł z Selcentą.
Jace Carter- Liczba postów : 51
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Dołaczył : 27/12/2010
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|